sobota, 27 maja 2017

ROZDZIAŁ 3

"Czasami tak bardzo mam siebie dość."
"Czasami bardziej boli, gdy człowiek zachowuje milczenie."

~Summer~

"Ja, Summer Smith, przerywam karierę z przyczyn zdrowotnych. Zostałam poinformowana przez lekarzy, że muszę jak najszybciej podjąć leczenie mojego słuchu. W innym wypadku mogę go całkowicie i nieodwracalnie stracić. Przepraszam wszystkich, którzy w tym roku oczekiwali ode mnie czegoś nowego. Jestem zmuszona do tego, aby zawiesić swoją działalność na czas nieokreślony. Nie będzie nowej trasy, albumu i piosenek. .Nie będę udzielała się publicznie, ale liczę na wasze wsparcie, bo bez niego nie byłabym tu gdzie jestem. Tylko ono daje mi siłę by walczyć. Jak na razie chcę cały swój czas poświęcić dla rodziny i powrotu do formy i zdrowia. Mam nadzieję, że kiedy już będzie po wszystkim, dostanę pozwolenie na reaktywację kariery, ale teraz potrzebuję ciszy i spokoju. Mam nadzieję, że moi fani to zrozumieją.
Summer Louisa Smith."

Tak brzmiało oficjalne oświadczenie napisane przeze mnie. Krótkie, ale w miarę wszystko wyjaśniające. A przede wszystkim sytuację w jakiej się obecnie znajduję. Od przekazania tej informacji światu dzieli mnie tylko chwila.
- Wciśnij... - powiedział cicho Louis, siedząc obok mnie na łóżku.
- Od teraz wszystko się zmieni, prawda? - spytałam spoglądając na niego.
- Może nie wszystko, ale... kilka rzeczy na pewno... - odpowiedział, a ja przymknęłam oczy, głęboko oddychając. - Co by to nie było, razem damy radę, tak?
- Tak - pokiwałam głową. Spojrzałam jeszcze raz na ekran laptopa i palcem wskazującym wcisnęłam klawisz. - No to wysłałam... Już nie ma odwrotu... - powiedziałam patrząc tępo w ścianę. Właśnie, teraz to już nic nie zrobię.
- Już nie myśl o tym, co? - położył brodę na moim ramieniu. - Mamy iść na przyjęcie i... świętować zakończenie trasy - próbował mnie pocieszyć.
- No tak... przyjęcie - westchnęłam. - Pójdę się umyć - przetarłam twarz dłońmi i zamknęłam laptop.
- Nie chcesz tam iść, prawda? - spytał, gdy wstałam z łóżka.
- To nie tak... ja po prostu, przez to wszystko... nie mam nastroju i chęci na nic - westchnęłam.
- Możemy zostać, jeśli chcesz...
- Przestać. Nie zrezygnuję z tego tylko dlatego, że mam swoje humorki. To przyjęcie kończące trasę... Muszę się tam pojawić.
- Jesteś pewna?
- Na 100, na 200 % - cmoknęłam go w policzek. - Idę się myć.
- Jasne.

*//*//*

~Louis~

Jest już po 20:00, a ja dopiero się ubieram. Nakładam właśnie koszulę, myśląc nad tym, czy na pewno powinniśmy iść na to przyjęcie. Nie tylko Summer nie ma humoru, ale ja też. Chętnie zostałbym w domu, mimo że naprawdę lubię imprezy.
- Louis?! - usłyszałem głos dziewczyny dochodzący z łazienki. Zapiąłem ostatni guzik i wyszedłem z garderoby. W kilka sekund znalazłem się w zaparowanej od dołu do góry łazience.
- Wołałaś mnie? - spytałem podchodząc bliżej szatynki, która była w samej bieliźnie. Ona się tak ze mną bawi czy jak?
- Zasuniesz mi sukienkę? - spytała odwracając głowę.
- Jasne - mimowolnie się uśmiechnąłem. Odgarnąłem z jej pleców włosy i wziąłem między palce suwak, który był u dołu jej talii. Pociągnąłem go w górę, ale mimo moich największych chęci ostatecznie mi się nie udało.
- No zasuniesz ją w końcu czy dalej będziesz gapił się na mój tyłek? - usłyszałem zniecierpliwiony głos Summer.
- Z chęcią bym to zrobił, tyle że... już się nie da...
- Co? Louis, nie żartuj sobie ze mnie.
- Wcale nie żartuję... Chyba troszkę... ci się przytyło...
- Louis!
- Przecież nie mówię, że jesteś gruba!
- Spadaj - burknęła i szybko zdjęła z siebie tą bardzo obcisłą sukienkę, rzucając ja na krzesło. Nałożyła szlafrok i wyszła z pomieszczenia. Poszedłem za nią. Leżała skulona na łóżku z zamkniętymi oczami. - Nigdzie nie idę - mruknęła, gdy stanąłem obok.
- Tylko dlatego, że sukienka na ciebie nie pasuje? - spytałem siadając na rogu łóżka. Położyłem dłoń na jej plecach co sprawiło, że otworzyła oczy.
- Nie... Od rana jest mi słabo, niedobrze  i zaraz się chyba porzygam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś ?
- Bo nie chciałam, żebyś się niepotrzebnie martwił. Poza tym popsułabym wyjście... - odpowiedziała cicho.
- Zawsze się martwię - popatrzyłem w jej zmęczone oczy. - Zadzwonię do chłopaków, że się nie pojawimy. Powiem, że się źle czujesz - westchnąłem.
- Przecież możesz iść Louis.
- Bez ciebie to nie to samo. A jeśli miałbym być szczery, to ja też nie miałem na to ochoty - pocałowałem ją w czoło i wstałem z łóżka, uśmiechając się lekko.
- Na pewno?
- Tak, na pewno. Pójdę zadzwonić. Chcesz coś z kuchni?
- Nie - pokiwała głową. - Muszę się przespać, albo ci zemdleję.
- Już i tak noc, więc dobranoc mała - pogłaskałem ją po głowie i wyszedłem na korytarz. Z nią naprawdę jest coś nie tak. Mam nadzieję, że nie jest chora na nic poważnego.

*//*//*

~Summer~

Obudziłam się gdy poczułam, że ktoś dotyka mojej głowy. Otworzyłam lekko oczy i ujrzałam Louisa.
- Hmm? - zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co chodzi.
- Przepraszam, że cię budzę, ale...
- Ale co? - mruknęłam.
- Wszystko z tobą w porządku? Dobrze się czujesz? - pytał.
- Tak - usiadłam na łóżku przecierając twarz. - Dlaczego miałabym się źle czuć?
- Bo śpisz już od ponad 15 godzin...
- Żartujesz?
- Nie - pokręcił głową. - Na pewno wszystko dobrze?
- Tak, na pewno. Boże, nie wierzę, że tyle spałam...
- No ja właśnie też nie. Ubierz się, zjedz coś, za jakąś godzinę przychodzi organizatorka ślubu.
- Dzisiaj? - jęknęłam.
- Kiedy indziej nie ma czasu. Ma też innych klientów na głowie.
- Wiem - westchnęłam. - Już wstaję - odkryłam kołdrę.
- Będę na dole - pocałował mnie krótko w usta i po chwili znikł za drzwiami sypialni. Jak mi się nie chce wstawać... Ale ślub sam się nie zorganizuje... Coś czuję, że dziś będzie męczący dzień. Vanessa by wpadła mi pomóc... właśnie. I to jest najlepszy pomysł. Wstałam  i wzięłam telefon do ręki. Wybrałam numer, wchodząc do garderoby. Czekając na połączenie, przesuwałam kolejno wieszaki z ubraniami, szukając czegoś w co mogę się ubrać. No odbierz w końcu...
- Hej mała - usłyszałam dziewczynę po kilku sygnałach.
- Hej blondi - przywitałam się biorąc jeden z wieszaków i podnosząc go do góry oglądając. Dobra, może być. - Wpadłabyś do mnie?
- Emm... A to coś ważnego? - spytała. W tle słychać był jeżdżące samochody, jakieś rozmowy, szmery. Kurde. Gdzie ona jest, że tak głośno?
- Przyjeżdża organizatorka ślubu... może będzie chciała już wstępnie mówić o sukni i... chciałam, żebyś mi... doradziła.
- Mała... chciałabym, uwierz, ale nie mogę.
- Ale... coś się stało? - spytałam odwracając wzrok od ubrań do okna.
- N-nie... jestem u lekarza... mam - usłyszałam jej zdenerwowanie. - Mam badania kontrolne - odpowiedziała szybko.
- Mam nadzieję, że nic się z tobą nie dzieje.
- Nie, no coś ty. Jest... w porządku. Powiedz raczej co z tobą.
- Ale co ze mną? - zmarszczyłam brwi, odkładając bluzkę na pufę i poszukując spodni.
- Louis mówił, że...
- No tak, Louis wypaplał ci wszystko ze szczegółami, prawda?
- Martwi się. Myślisz, że ja i Niall nie? Wiesz w ogóle co ci jest?
- Emm... jeśli za kilka dni jednak byś do mnie wpadła i po drodze coś kupiła to... jest szansa, że się dowiem...
- Coś kupiła, czyli co?
- Później do ciebie zadzwonię. Muszę się jakoś szybko ogarnąć.
- No dobra - westchnęła. - Trzymaj się.
- Jasne. Pa - uśmiechnęłam się rozłączając. Właśnie Summer, trzymaj się... Łatwo ci mówić... Zdjęłam szorty od piżamy i nałożyłam leginsy. To samo zrobiłam z koszulką i założyłam szerszą bluzkę. Wyjęłam z szuflady skarpetki i założyłam je na stopy. Zebrałam ubrania, do drugiej ręki wzięłam telefon i poszłam do łazienki, gdzie wrzuciłam ciuchy do kosza na pranie. Odłożyłam telefon na półkę. W kilka minut rozczesałam włosy, nałożyłam mało widoczny makijaż, a potem zeszłam na dół, gdzie grała cicho muzyka. Nudzi mu się chyba trochę. Weszłam do kuchni i jak zwykle zobaczyłam gotującego Louisa.
- Jestem - powiedziałam siadając przy stole.
- Masz kawę obok - odwrócił się. Spojrzałam na blat. Zobaczyłam biały kubek i wyciągnęłam po niego rękę. Kiedy już miałam się napić, zapach kawy nagle stał się intensywniejszy i sprawił, że zrobiło mi się niedobrze. Szybkim ruchem odstawiłam go z powrotem.
- Zabierz to ode mnie - zakryłam usta dłonią. - Proszę cię.
- Czemu? - spytał biorąc kubek.
- Zaraz się porzygam.
- Summer... - westchnął. - Powinnaś w końcu pójść do lekarza i dowiedzieć się co się dzieje - popatrzył na mnie z troską w oczach.
- Wiem - włożyłam ręce we włosy. - Za kilka dni się dowiem, ale proszę, nie drąż już tego tematu.
- Jak chcesz - westchnął. - A naleśniki zjesz?
- Zjem - uśmiechnęłam się.
- I sok pomarańczowy.
- Wiesz co lubię - jeszcze szerzej się uśmiechnęłam.
- Wiem wszystko - zaśmiał się. - Poszedłem nawet rano po truskawki dla ciebie - odwrócił się do patelni.
- Aww.... jak ja ich długo nie jadłam - popatrzyłam na nie, gdy Louis postawił je w miseczce przede mną.
- No to masz okazję - uśmiechnął się.
- A ty nie chcesz?
- Jedz, jedz. Ja już wcześniej jadłem.
- To skoro tak... - wzięłam jedną z truskawek wkładając od razu do buzi. Moje ulubione owoce...

*//*//*

- Myślę, że przyjdę za jakieś 2 tygodnie i wtedy będziemy wstępnie wybierać dekoracje sali - powiedziała kobieta zbierając kartki. Jest całkiem miła. Nie jest zbytnio młoda, może jest w wieku matki. Czyje, że ona bardzo nam pomoże w przygotowaniach.
- Dobrze, a czy... - przerwał mi dzwoniący telefon. Spojrzałam na ekran i rozłączyłam się. Niall. Co on chce? Czwarty raz dzwoni. - Przepraszam.
- Niech pani odbierze, może to coś ważnego.
- To mój brat, później do niego oddzwonię. a wracając do tematu - poczułam jak po moich plecach przesuwa się ręka Louisa.. - Czy jest taka opcja, aby wszędzie były rozsypane płatki kwiatów, a gdzieniegdzie porozkładane kilka róż? Bardzo mi się coś takiego podoba, a wiem, że nie każdy się na to zgadza ze względu na to, że trzeba dużo po nich sprzątać, kwiaty czasem gniją...
- Ależ oczywiście! Nie ma problemu! Ludzie se na to nie zgadzają, bo są za leniwi. Ale ja zrobię państwu wymarzony ślub.
- Dziękujemy - uśmiechnęłam się. - Bardzo się cieszę.
- Nie ma problemu. Muszę już iść, ale przyjdę, pamiętajcie - wstała patrząc na nas. Również się podnieśliśmy z kanapy, odwdzięczając jej uśmiech.
- Dziękujemy za poświęcony nam czas - odezwał się Louis.
- Dla takich ludzi warto robić takie rzeczy. No, ale naprawdę muszę już iść. Zobaczymy się wkrótce - kierowała się powoli do wyjścia, a my tuż za nią.
- Oczywiście. To prawdziwa przyjemność pracować z panią.
- Miło mi to słyszeć. No nic, do widzenia państwu.
- Do widzenia - odpowiedzieliśmy równo, co spowodowało, że oboje cicho się zaśmialiśmy. Kobieta wyszła z domu a ja zamknęłam za nią drzwi. Potem oboje z Louisem wróciliśmy do salonu.
- Na prawdę to Niall tak wydzwaniał? - spytał siadając na kanapie.
- Tak. Myślałam, że chce tylko porozmawiać, ale wygląda na to, że to coś ważnego. Muszę do niego oddzwonić - wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer.
- Jasne - przetarł twarz dłońmi. Usiadłam na drugiej kanapie czekając aż odbierze.
- W końcu się odezwałaś - usłyszałam głos brata. - Myślałem, że już nigdy nie odbierzesz.
- Organizowaliśmy ślub, nie mogłam rozmawiać.
- Sorry, nie wiedziałem.
- Nie szkodzi. To było coś ważnego?
- A, tak. Musicie do nas jak najszybciej przyjechać. Nicol ma przyjechać i kazała, żeby wszyscy byli, bo to podobno "na prawdę coś ważnego" - mówił.
- No dobra - westchnęłam.- Już jedziemy. Na razie.
- Pa mała - usłyszałam na końcu i się rozłączyłam. Spojrzałam na Louisa, który posyłał mi pytające spojrzenie.
- Mamy jechać do chłopaków.
- Bo? - podniósł jedną z brew.
- Przyjeżdża, oczywiście matka - dałam nacisk na słowo "oczywiście". - Mamy wszyscy być.
- Jak zwykle, nie?
- Rutyna. Dobra, zbieraj się - powiedziałam wstając.
- Idę, idę. Módl się, żebym tam przeżył. Albo... żeby twoja matka przeżyła. Bo mogę nie wytrzymać i ją udusić.
- Musisz wytrzymać. Chodź - złapałam go za rękę, podnosząc. Ciąg dalszy koszmaru czas zacząć.

*//*//*

- Nie powiedziała o co chodzi? - spytałam Vanessę siadając na kanapie. Zaraz usiadł obok mnie Louis, obejmując ramieniem.
- Myślisz, że powie? Jak zwykle nakaże przyjść, a i tak nic z tego nie wyniknie - odpowiedziała siadając między chłopakami. Jak na zawołanie doszedł nas dźwięk dzwonka.
- Pójdę otworzyć - westchnął Harry wstając z miejsca.
- Zaczyna się - mruknął Niall pod nosem.
- Halo! Chwila! Nie pozwoliłem jeszcze nikomu z was wejść! - usłyszeliśmy głos loczka. Nie minęła chwila, a w salonie znalazło się dwóch mężczyzn ubranych na czarno, a między nimi jakiś młody chłopak. W tle słychać było obcasy matki, którą zaraz zobaczyliśmy. Chłopak rozglądał się po nas lekko uśmiechając.
- Siadaj - matka wskazała mu miejsce na przeciwko mnie i Louisa.
- Kim ty jesteś? - zmarszczyłam brwi, gdy popatrzył na mnie.
- Jacob - uśmiechnął się przyjaźnie, a ja dalej nie wiedziałam o co chodzi.
- To wasz nowy podopieczny - odezwała się kobieta, a ja spojrzałam na nią jak na jakąś idiotkę. Co ona pieprzy?
- Podopieczny? - spytał zdziwiony Harry.
- Jacob ma 16 lat i zaczyna karierę muzyczną. A wy macie mu w tym pomóc.
- Czyli? - wtrącił się Liam.
- Pokazać mu jak wygląda życie gwiazdy muzycznej, zabierać na próby, sesje, koncerty, pokazywać różne nagrania i opowiadać o show-biznesie. Zostaje z wami na razie na 3 miesiące i przechodzi pod opiekę Vanessy. Jak pójdzie dobrze to przedłużymy kontrakt i...
- Co?! Dlaczego pod moją?! - wybuchła blondynka.
- Chłopaki są zajęci zespołem, a Summer przygotowaniami do ślubu. - zaczęła tłumaczyć. Ta, jakby ten ślub ją tak bardzo obchodził. - Zostałaś tylko ty. Poradzisz sobie. Przecież studiowałaś historię sztuki - parsknęła.
- Tak, ale na historii sztuki nie mówili i nie pisali o takich rzeczach.
- To coś wymyślisz - uśmiechnęła się zwycięsko.
- Możemy porozmawiać we dwie? - wstała z miejsca podchodząc do niej.
- Oczywiście. Chodźmy do kuchni - kobieta podążyła do wymienionego wcześniej miejsca.

~Vanessa~

- Co to ma być? - naskoczyłam na matkę, gdy znalazłyśmy się na osobności.
- Nie słyszałaś? Twój nowy podopieczny.
- Jasne, że słyszałam, ale dlaczego ja mam się zajmować nim osobiście?
- I tak nie masz co robić - wzruszyła ramionami.
- Nie mam? Niedługo ślub Summer i Louisa, ktoś musi im pomóc.
- Posłuchaj - wycedziła przez zęby. - Albo się zgodzisz, albo każdy kto jest teraz w tym domu, dowie się twojej tajemnicy. Każdy dowie się prawdy i już przed nikim tego nie ukryjesz.
- Nienawidzę cię.
- Czyli, że się zgadzasz?
- Nie mam wyboru! Harry?! Co ty tu robisz?! - krzyknęłam, gdy chłopak wbiegł jak torpeda do kuchni.
- Summer zemdlała - powiedział szybko podchodząc do szafki.
- Żartujesz? - otworzyłam szeroko oczy i wyszłam z pomieszczenia.
- Skarbie, błagam cię. Otwórz oczy - zobaczyłam nad dziewczyną Louisa pocierającego jej policzki. Za chwilę wrócił Harry z mokrym ręcznikiem, który natychmiast znalazł się na czole Summer.
- Zimne... - usłyszałam cichy głosik, gdy otworzyła oczy.
- Co się z tobą dzieje ostatnio, co? - powiedział chłopak przez łzy.
- Mówiłam, że za kilka dni się dowiem... - odpowiedziała cicho.
- Tak? A co jeśli to anemia daje o sobie znaki?
- Nie możliwe... Biorę leki...
- Które mogą nam nie dawać 100 % pewności.
- Poczekaj kilka dni. O nic więcej cie nie proszę - popatrzyła w jego oczy, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Przytaknął pociągając nosem. Widzę, że w tej rodzinie wszystko nam się chrzani.
____________________
Zapraszam do obserwowania bloga i polecania go znajomym. Jeżeli statystyki bloga się nie polepszą będę zmuszona do zawieszenia bloga, ale obawiam się, że i tak będę musiała to zrobić, z tego względu, że mam troszkę problemów technicznych, a mianowicie z tym, że teraz trudno jest mi znaleźć czas, aby pisać rozdziały. Ale jeśli zobaczę, że mam więcej czytelników, wyświetleń to to da mi kopa i energię na pisanie dalszych rozdziałów. Wtedy zobaczę, że to co robię ma jednak jakiś sens. Ale najpierw musi to nastąpić.

/Perriele rebel

6 komentarzy:

  1. Mega rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Super. A matka jak zawsze musi mieć swoje trzy grosze. Coś czuje że będzie mały dzidziuś

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny nie zawieszaj opowiadania chce się dowiedzieć jak się skończy

    OdpowiedzUsuń
  4. Super. O i matka się pojawiła ona nic dobrego nie przyniesie

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdrowiej Summer i czuję że będzie mały Tomlinson

    OdpowiedzUsuń
  6. No coś czuję, że będzie Tomlinsonek😂

    OdpowiedzUsuń