sobota, 23 września 2017

ROZDZIAŁ 19

WAŻNE INFO W NOTCE!



"Nigdy nie pozwól swoim uszom uwierzyć w to, czego nie widziały twoje oczy." - Omar Chajjam

~Summer~

   Siedząc ciągle w domu mam ogromnie dużo czasu. Powoli zaczyna brakować mi zajęć, a sama wynudzam się na śmierć. Nie jest łatwo znaleźć sobie coś do roboty, gdy trzeba cały czas leżeć, do tego przez kolejne 4 miesiące. Zaczęła się moja własna rutyna. Pociesza mnie fakt, że Louis zostawił mi gitarę i keyboard zanim wyszedł pracować do studia. Zazwyczaj przenosi pracę do domu i wtedy wpadają chłopaki. Ale muszą nagrać jakoś te piosenki, a do tego potrzebne jest przecież studio nagrań. Odkąd dowiedzieliśmy się, że ciąża jest zagrożona, rzadko wychodzi na długo z domu. Stara się być przy mnie cały czas jeśli jest to możliwe. Często, jeśli chłopaki przychodzą pisać z nim materiał na nową płytę, oni siedzą w salonie lub na dworze, a ja wtedy zazwyczaj śpię albo czytam książki, które kupił mi Louis. Ale jak na ten czas mi się skończyły, bo wszystkie już przeczytałam. Dziś siedzę sama, od 5 godzin. Izabella już dawno tu nie pracuje, a w domu nie ma już żadnego z ochroniarzy. Stwierdziliśmy z Louisem, że chcemy mieć trochę więcej prywatności. Żadne kolejne włamania nie miały tu miejsca, wszystko tu jest monitorowane, no prawie wszystko, a dom ma najnowocześniejsze zabezpieczenia, więc jest bezpiecznie, a przynajmniej powinno. Nie czuję się samotna, jeśli w domu jest Louis. Ale jeżeli wychodzi na dłużej, np. pracować tak jak dziś, najczęściej odpalam laptop i włączam sobie jakiś film bądź serial. Już od tygodnia śledzę losy kłamczuch ze "Słodkich Kłamstewek." Nie wiem jak to się tak szybko stało, ale kończę oglądać już 2 sezon, więc moje tępo nie jest aż tak wolne. To jest bardzo interesujące i niezwykle wciągające, ale dziś już sobie to odpuściłam, z tego względu, że laptop służy mi dziś tylko do pisania. Od rana czułam, że przyszła do mnie wena, na którą czekałam od dobrych 3 miesięcy i w końcu znów mogę coś napisać.
Po prawej stronie obok nóg leży mój laptop oraz notatnik, na którym co chwilę coś kreślę. Na kolanach spoczywa czarna gitara akustyczna, a po lewej, po części na łóżku, po części na fotelu znajduje się keyboard. Korzystam po kolei z tego wszystkiego. Wiem, że mam niemałe problemy ze słuchem, ale tak głośno nie gram na tych instrumentach. Wystarczająco, żebym mogła usłyszeć dobrze wszystkie dźwięki, więc jest to w 100% bezpieczne. Muszę powrócić do muzyki, nie mogę jej porzucić. Od tego zaczynałam, tak zarobiłam swoje pierwsze pieniądze jeszcze przed pełnoletnością. To moje życie, moje marzenia i wszystko o co walczyłam przez wiele lat. I dzięki właśnie tym zdolnościom, które nabyłam przez lata praktyki, mam już skomponowaną i napisaną prawie całą piosenkę. Zostało mi napisać dosłownie jeden wers ostatniej zwrotki i będę mogła zagrać i zaśpiewać już całość. W całym swoim życiu napisałam dziesiątki, a nawet setki piosenek. Każda z nich to dla mnie takie małe osiągnięcie, z którego jestem naprawdę dumna. Odkąd skończyłam 18 lat nie rozstaję się z kartką i długopisem. Zawsze gdzieś w głowie rodziły mi się kolejne pomysły, które miałam zamiar od razu wykorzystać. A Louis jest dla mnie bardzo dużą inspiracją. To o nim napisałam niemal 20 piosenek, które wciąż czekają na ich nagranie. Te najlepsze trafią na moją najbliższą płytę, którą planuję zacząć nagrywać jak tylko okaże się, że już mogę, a leczenie naprawdę podziała tak jak mówili lekarze. Mam takie popieprzone, a zarazem wspaniałe życie, że mam różnorodne piosenki. Wolne, szybkie, mieszane, smutne, wesołe, życiowe. Chyba pisałam już o wszystkim. A może nie? Najważniejsze jest to, że wiem o czym chcę pisać i co dokładnie.
   Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi wejściowych, a potem kroki dochodzące z parteru. Czyli Louis wrócił. Myślałam, że będzie dłużej w studiu. Chyba coś za szybko mu się do mnie zatęskniło. Albo po prostu naprawdę boi się mnie zostawiać samą na tak długo. W sumie, niepotrzebnie.
- Wróciłem! - Dał o sobie znać, zbliżając się do sypialni. Za chwilę stanąl w drzwiach z wielką, papierową torbą, z logiem jednej z księgarni.
- Hej. - Uśmiechnęłam się znad notesu. - Znów mi kupiłeś książki, prawda?
- Oczywiście, że tak. Księgarnia jest tuż obok studia, więc wyskoczyłem - powiedział, stawiając torbę obok łóżka. - I tym razem przy wyborze pomagali mi chłopaki, więc dzięki Harry'emu masz tu chyba 4 romanse. - Zaśmiał się.
- Wow. Aż tyle? To ile ty mi książek kupiłeś? - spytałam z podniesioną brwią.
- Nie wiem. Na pewno jest 15, z czego 3 to te niby "hity". - Przy ostatnim słowie zrobił z palców cudzysłów i przewrócił oczami.
- Szczęście, że mamy na dole biblioteczkę, bo nie wiem, gdzie byśmy to pomieścili. - Przygryzłam ze śmiechem wargę - Zaraz to zobaczę tylko dopiszę ostatni wers. - Wskazałam na laptop, a on przysiadł obok.
- Co tam masz? - Przysunął sobie bliżej komputer. - Mówiłaś, że znikła ci wena.
- Bo tak było, ale rano, tak magicznie, znów do mnie powróciła. - Pstryknęłam palcami dla lepszego efektu. - Mówię ci, to magia.
- Tak, a ja jestem Święty Mikołaj. - Zaśmiał się. Oparłam głowę na jego ramieniu, gdy on czytał tekst i sama jeszcze raz go przeanalizowałam. W tym momencie nie będę skromna, bo uważam, że nawet nieźle mi to wyszło. Pisałam lepsze, gorsze teksty, ale ten chyba jest dość dobry. Jednak było warto poczekać te 3 miesiące niż pisać na siłę.
- I co myślisz? - spytałam, gdy zobaczyłam, że chyba już przeczytał.
- Co myślę? To co zwykle. Świetnie piszesz i teraz nie jest inaczej. - Pocałował mnie w czoło. - Naprawdę mi się podoba. Szczególnie, gdy piszesz o mnie. - Jego uśmiech znacznie się poszerzył, ukazując jego białe ząbki.
- Jeśli to ci się spodoba, mam jeszcze wiele, wiele pomysłów na piosenki o tobie. - Założyłam rękę na jego szyję i przybliżyłam jego twarz do mojej, łącząc nasze usta w niedługim pocałunku.
- Bardzo. Bardzo mi się podoba.
- To może wiesz co napisać na koniec?
- Hmm... "Gość, z którym każde marzenie się spełnia."
- Masz wysoką samoocenę, wiesz? - spytałam z lekkim uśmiechem.
- Wiem - szepnął i ponownie pocałował mnie w usta. - Mijałem dziś po drodze sklep z akcesoriami dla dzieci - powiedział po oderwaniu.
- Kupywałeś coś? - spytałam zaskoczona jego wyznaniem.
- Nie, ale widziałem wystawę w oknie. Pełno pluszowych misiów, malutkich ubranek, bucików, wózek i... i inne te duperele, i uświadomiłem sobie, że chyba trzeba zacząć już robić zakupy tego typu. Z każdym dniem jest coraz bliżej porodu i wydaje mi się, że trzeba trochę rzeczy już zaplanować.
- Myślałam, że razem będziemy robić takie zakupy. Czekałam na to od początku ciąży. - Niespodziewanie poderwałam się do góry i zaskoczyłam tym samą siebie. - Chciałam wybrać wszystkie ważne i odpowiednie rzeczy.
- Ale ja nic nie mówiłem, że sam wszystko kupię bez twojej obecności. Uspokój się. Wspomniałem tylko o tym, że należy zacząć przygotowania. Nim się obejrzymy dzieci będą już na tym świecie.
- Wiem o tym. - Włożyłam dłonie w włosy.
- Dlatego uważam, że najodpowiedniej będzie w najbliższym czasie zakupić już kilka najważniejszych rzeczy. Zrobimy to przez internet. Ty nie będziesz musiała wychodzić z domu, ale będziesz uczestniczyć z zakupach. Pasuje ci takie rozwiązanie? Zgadzasz się?
- Oczywiście, że się zgadzam.
- To jest jeszcze coś. I chyba będę musiał to już sam zrobić.
- O co chodzi? - zapytałam unosząc brwi.
- Zanim wyjechałem w trasę, zamówiliśmy meble do pokoju dzieciaków, pamiętasz?
- Pamiętam. Nadal są zapakowane i nie złożone. Mieliście to już dawno zrobić.
- No właśnie. Mieliśmy. A wyszło też tak, że ostatecznie jeszcze nie wyremontowaliśmy tego pokoiku. I chyba im szybciej to zrobimy, tym będzie lepiej. Chłopaki zaproponowali, żebyśmy za kilka dni zaczęli coś już robić, dlatego chcę dziś pojechać z Harrym, ewentualnie z Jacobem do sklepu budowlanego. Trzeba zakupić kilka ważnych rzeczy.
- Okay. Nie ma problemu. W ogóle miałam ci o tym przypomnieć, ale byłeś szybszy.
- Tak, byłem szybszy. - Zaśmiał się. - Cały czas o tym pamiętam, tylko jakoś nie było czasu, by to zrobić. Nie ma sensu odkładać tego w nieskończoność, bo i tak trzeba to zrobić.
- Jestem tylko ciekawa na jakie kolory ty chcesz pomalować ten pokój.
- Wiesz, że się nie znam na tym. - Zaśmiał się ponownie. - Myślałem o fiolecie i zielonym, ale to chyba nie jest najlepsze połączenie.
- Jest okropne. - Pokręciłam rozbawiona głową. - Rzeczywiście się na tym nie znasz. Absolutnie nie.
- Dlatego wolałem najpierw porozmawiać z tobą. Bo jeśli zaczniemy zmieniać kolory na ścianach, to nie tylko popsuje się zamierzony efekt, ale będzie też okropnie tu śmierdzieć. A właśnie, będziesz musiała zejść na dół albo wyjść do ogrodu na czas remontu.
- Domyślam się i zrobiłabym to, żeby nie dusić się w tym kurzu. Już przeżyłam jeden ogromny remont, z którego codziennie wychodziłam cała szara.
- Ładnie wyglądałaś wtedy. - Jego uśmiech się poszerzył, a oczy zabłyszczały. - To jak myślisz, jakie kolory pasowałyby do pokoiku?
- Może jasny fiolet i brzoskwinia? Zdecydowanie nie te, które ty zaproponowałeś. - Wybuchłam niepohamowanym śmiechem.

*//*//*

   Dobry film to podstawa, gdy ci się nudzi. Do mojej długiej listy ulubionych filmów, na której znajduje się między innymi "Zmierzch"i "Córka Prezydenta", mogę teraz dołączyć hit tego roku: "Ponad wszystko". Piękny film o wielkiej i prawdziwej miłości, ale też jednym bardzo ogromnym kłamstwie. W sumie moje życie tak troszeczkę upodabnia się do tego filmu, jeśli spojrzeć na to jak długo Niall mnie okłamywał. Ale i tak mu wybaczyłam, zrozumiałam dlaczego to robił. 
Wracając do rzeczywistości, znów zostałam sama w tym dużym domu. Z początkiem mojego "seansu kinowego", jeśli w ogóle można tak to nazwać oglądając na ekranie laptopa, Louis posprzątał trochę w domu, głównie na dole, a potem pojechał z chłopakami do sklepu budowlanego. Jeszcze nie wrócił. Może dlatego, że pojechał dopiero pół godziny temu, a ja mam coś nie tak z głową, myśląc że mógłby już tak szybko wrócić. Nie znam się na rzeczach związanych z remontami, ale wiem, że trzeba dość dużo kupić tych dupereli. Już z daleko widać, że na ten dom nie szczędzimy. Ogromnie dużo pieniędzy włożyliśmy w go, a i tak nie jest jeszcze w pełni wykończony, bo na górze zostały trzy puste sypialnie, wliczając w to pokoik dla dzieci. Już na samym początku uzgodniliśmy, że wyłożymy tyle pieniędzy ile tylko będzie trzeba. Życie jest tylko jedno, więc czasem trzeba "odrobinę" zaszaleć. Właśnie, życie jest tylko jedno, dlatego moja cudowna, kochana bratowa, przyszywana siostra, a przede wszystkim przyjaciółka, którą jest od samego początku, mogłaby mnie kiedyś odwiedzić. Mówię o Vanessie. Nie widziałam jej chyba od prawie dwóch tygodni, a przecież daleko nie mieszkamy, wszyscy w Londynie. Dobra, Londyn to bardzo ogromne miasto, ale i tak nie jest to daleko. Przecież mają samochody, więc nie ma żadnego problemu, by tu przyjechać. Po prostu zapomniała o mnie i w dodatku jest strasznym leniem. Teraz gorszym ode mnie. Stop. Ja wprawdzie nie jestem leniem, nie umiem  żyć nie robiąc czegoś, bo od razu świdrują mnie ręce. Po prostu nakazano mi leżeć i jest to rozwiązanie bez innego wyjścia. Nie, ja tyle czasu nie wytrzymam w łóżku. To jest dla mnie nie do wyobrażenia. Ale muszę jakoś przetrwać. Dla dobra swojego, dla dobra dzieci, dla dobra wszystkich wokoło. Czemu życie jest takie trudne? Bardzo chciałabym dostać odpowiedź na to pytanie. 
- No nareszcie! - wykrzyknęłam, gdy usłyszałam, że blondynka odebrała telefon.
- Tak, nareszcie. Uszczęśliwia cię to, Summer?
- Nie wiesz jak bardzo. - Rozłożyłam się jeszcze bardziej na całe łóżko jak dziecko po całym dniu zabawa. I nawet teraz trochę się czuję jak dziecko.
- Coś ważnego się stało czy tak sobie dzwonisz? - spytała, a w tle jej głosu słychać było jakiś szum i dziwne dźwięki, chyba jakiś urządzeń.
- Noo, stało się. Nudzi mi się. Tak bardzo, bardzo.
- Summer, nie zachowuj się jak dziecko - powiedziała odczytując moje myśli.
- Oj, co cię ugryzło, blondi? Tak właściwie, to gdzie ty jesteś?
- Tak właściwie, to ja nie mam teraz czasu.
- Bo? Co to za hałas u ciebie?
- Jestem w szpitalu, okej? Chcę to załatwić jeszcze zanim polecimy z Niallem do Irlandii - odpowiedziała, a ja momentalnie usiadłam.
- Czyli lecicie jednak?
- Tak. Summer, wpadnę później do ciebie i pogadamy.
- Ale co ty załatwiasz w szpitalu? Jesteś chora? Coś się dzieje?
- Nie jestem chora - westchnęła. - Mam badania kontrolne.
- Znowu? To już kolejny raz odkąd wróciliśmy z trasy.
- Nie wszystkie wykonuję w tym samym dniu.
- Kłamiesz. Nie wierzę ci, bo zbyt wiele razy jeździsz do ośrodka. Co się z tobą dzieje? Niall w ogóle wie?
- Nie jestem chora do cholery! - krzyknęła, a ja musiałam odsunąć słuchawkę od ucha, by nie pogorszyć sobie słuchu. Coś mi nie gra w tej sprawie. Wiem to. - Wszystko ze mną 
okej. Jak przyjdę to sama zobaczysz. Skoro mi nie wierzysz. Nie wypytuj mnie już o nic więcej. Naprawdę nie mam czasu w tym momencie rozmawiać. Na razie. - Zerwała połączenie, a ja musiałam aż spojrzeć na wyświetlacz telefonu, aby uwierzyć. Ona naprawdę to zrobiła. Chyba ją zbyt mocno wkurzyłam. Ja się po prostu o nią najnormalniej w świecie martwię, a ona się czepia i nie chce mi powiedzieć co się dzieje. Ona ma taki charakter. Kompletnie odmienny od mojego. Sama wszystkim na około pomaga, wyświadcza przysługi, ale nigdy w życiu nie pozwoli, by to ktoś jej pomógł. Woli sama rozwiązywać swoje problemy, od zawsze tak było, ale ukrywanie prawdy to inna sprawa. Znam ją tyle lat, a mimo to nie chce mi powiedzieć, Zachowuje się dziwnie już od dłuższego czasu i wiem, że nie tylko ja zdążyłam to już zauważyć, bo Louis również mi o tym mówił, podobnie Niall, gdy z nim rozmawiałam. Nie wiem co się dzieje, ale ona ukrywa coś wielkiego, coś czego za wszelką cenę nie chce wyjawić. I wiem, że będzie, jest i było ciężko wydobyć z niej konkretne informacje i to zawsze są te najważniejsze.
   Spojrzałam w okno, przeczesując swoje włosy. O wiele bardziej je już lubię od kiedy Lottie tu ostatnio była i mi je podcięła. Nie plączą się tak bardzo i układają się same o wiele lepiej. Louisowi oczywiście się spodobały, gdy je zobaczył. Zawsze wszystko mu się we mnie podoba i to co robię. Zawsze tak mówi, a mnie często to denerwuje, bo nie mogę poznać jego prawdziwej opinii. Tyle razy prosiłam go, by mówił szczerze to co myśli, a on i tak tyle razy zarzeka się, że zawsze, gdy ze mną rozmawia mówi szczerze. Oczywiście ja mu nie wierzę, bo to niemożliwe, żeby wszystko za każdym razem mu się podobało. 
   Podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna. Spojrzałam w dół na nasz ogród. Zdecydowanie trzeba zadzwonić po ogrodnika. Wszystko zaczyna zarastać, jest dużo chwastów. Ogród jest tak zaniedbywany odkąd ja przestałam się nim zajmować. Lubię to, nawet bardzo, ale ze względu na to, że jestem w ciąży sytuacja wygląda jak wygląda. Oczywiście Louis regularnie wszystko podlewa, ale jak sam mówił, nie ma ręki do roślin i w ogóle nie umie tego robić.
Nie było mi dane oglądać dalej ogrodu, bo ktoś zaczął się do mnie dobijać, a ja po raz kolejny musiałam sięgnąć po telefon. Wróciłam na łóżko i zerknęłam na wyświetlacz. Mój narzeczony jest na zakupach i widać, że sam nic nie kupi, skoro dzwoni do mnie. Mimo, że wziął do pomocy chłopaków i mimo, że ja kompletnie nie znam się na artykułach budowlanych. Więc ja nie wiem dlaczego dzwoni z tym do mnie.
- Tak, kochanie? - spytałam ze sztucznym uśmiechem, o którym tylko ja wiedziałam, ale dawało mi to niesamowitą satysfakcję.
- Skarbie, to jaki miał być kolor tych farb? - spytał, a ja wybuchłam śmiechem. Wiedziałam, że zapomni i wiem też, że w tym momencie on sam z siebie się wewnętrznie śmieje.

*//*//*

~Louis~

   - Pamiętajcie chłopaki, jasny fiolet i brzoskwinia - mówiłem w kierunku Harry'ego i Jacoba, prowadząc ich wgłąb alejki z farbami. Oni najwyraźniej zmęczeni taskaniem tych wszystkich rzeczy, podążali za mną ze zmrużonymi oczami. Co im takiego nie pasuje? Chcieli jechać, więc teraz niech nie marudzą. Przecież nie tylko oni to niosą, bo przecież ja też. I nie wiem czemu jeszcze nie poszli po wózek.
- Dobra, chłopaki, tu mamy chyba ten... kurde, to lawenda - powiedziałem oglądając wiaderko z farbą. Trudno jest wybrać kolory farb do pokoju dziecięcego, skoro nie znamy płci. Uzgodniliśmy z Summer, że chcemy poczekać po porodu i mieć niespodziankę. Nawet jeżeli to utrudnia kilka rzeczy, np. zakupienie ubranek dla maluchów. Dlatego staramy się wybierać uniwersalne rzeczy. Tak było z meblami, a teraz jest z farbą
- Od razu widać, że to lawenda. Daltonista - prychnął Harry.
- No przepraszam. To ty jesteś jedyną osobą jaką znam, która już szósty rok z rzędu dostała nagrodę dla najlepiej ubranego mężczyzny, a nie ja. - Zakpiłem z niego.
- Trzeba było się bardziej postarać, modelu - odpowiedział, wyraźnie akcentując ostatnie słowo.
- Ja na sesjach i na zdjęciach wyglądam jak model, wiele osób tak twierdzi, nie mówię, że nie, ale człowieku, ja nie noszę pieprzonych pantofli dzień w dzień. Jeszcze lakierowane - parsknąłem ze śmiechem, oglądając się za farbami.
- Pieprzone pantofle? Wiesz jakie te buty są wygodne? Nie wspominając już jaki to krzyk mody.
- Krzyk mody? Twoja twarz to ostatnio krzyk mody. Stop. Twoja twarz zawsze była krzykiem mody.
- Chłopaki słyszeliście to? - odezwał się Jacob, przerywając naszą wymianę zdań, jeśli tak to w ogóle można nazwać.
- Słyszeliśmy co? - spytał Harry mrużąc oczy.
- Coś jakby pstryk aparatu, fleszu. Na serio nie słyszeliście?
- Przyzwyczailiśmy się już do tego. - Wzruszyłem ramionami, idąc dalej. - Gdziekolwiek wyjdziemy, wszędzie roi się od paparazzo, więc teraz już nie bardzo zwracamy uwagę na takie szczegóły. Zobaczysz, z tobą z czasem też tak będzie. To trochę tak jak ze starzeniem się - mruknąłem, przykucając przy kolejnej farbie.
- Świetne porównanie - odpowiedział znużonym głosem Jacob.
- Lepszego nie miałem. I w końcu znalazłem jasny fiolet, więc daltonistą nie jestem - odpowiedziałem, czując jak w tylnej kieszeni wibruje mi telefon. Trochę jakby coś wierciło mi w dupę. Kolejne świetne porównanie Tomlinson. Powinienem chyba zostać od tego specjalistą.
- Gratulacje, stary - podsumował mnie Harry, gdy z powrotem się wyprostowałem.
Wyjąłem z kieszeni telefon, oczekując tego co zwykle. Powiedzieć, że tego oczekuję to raczej głupie.

"Daltonista, głuchoniemy czy niewidomy? No, ale stary! Żeby nie widzieć jak ktoś robi ci zdjęcie? Chyba już na serio macie namieszane w tych głowach. Jak tam na zakupach? Pokój gotowy? Niedługo chyba będzie wam potrzebny. Twoja narzeczona ma bardzo duży brzuch, zauważyłeś? Który to miesiąc? A właśnie... ciekawe czy ta twoja trójka w ogóle przeżyje. Życzę powodzenia, żeby nie było, że nie. Podobno cuda się zdarzają. Niektórzy w nie wierzą, ja zdecydowanie nie."


  Podniosłem wzrok z nad telefonu i rozejrzałem się po sklepie.Jakim cudem nikogo nie zauważyłem? Gość nieźle się kryje, żeby go nie zobaczyć. Tylko dlaczego nie mogłem być szybszy i się odwrócić, gdy robiono mi zdjęcie? Gdybym chociaż usłyszał to co słyszał Jacob.
- Tommo, co ciekawego jest w tym telefonie? - Szturchnął mnie Harry.
- Nic ważnego. Coś mówiliście? - zapytałem, chowając smartfona z powrotem do kieszeni jeansów.
- Znaleźliśmy brzoskwiniową farbę.
- No to świetnie. - Oszukałem uśmiech.
- I wywaliliśmy pół wiaderek ze stoiska - dodał Jacob, a ja walnąłem dłonią w czoło. Straciłem ich z oczu może na 2 minuty. Ludzie, to nie dzieci, żeby narobić tyle bałaganu w sekundę.
- Boże, bierzemy te farby i spadamy. - Przetarłem dłońmi twarz. - Ale najpierw niech któryś pójdzie po wózek, bo nie doniesiemy tego wszystkiego na rękach do kas. Nawet do tej najbliższej kasy.
- Dobra, ja pójdę - odezwał się Jacob. - Bo ten w tych pantoflach zanim by przyszedł to już dawno byśmy to jakoś zaciągnęli.
- Czemu się czepiliście moich butów? Zazdrościcie?
- Ta, bardzo - prychnąłem. - Może codziennie będę ubierał się jak na wesele.
- Na własne będziesz musiał - odpowiedział, a ja przewróciłem oczami.
- Wiem, że będę musiał. Nie mam z tym problemu. - Wzruszyłem ramionami i w tej samej chwili zaczął dzwonić mój telefon. Summer. Przecież kilka minut temu do niej dzwoniłem. Co jest? - Kochanie, co...
- Louis, nic ci nie jest? - przerwała mi.
- A co miałoby mi się stać? - spytałem marszcząc brwi. Coś jest nie tak.
- Ktoś wysłał mi twoje zdjęcie ze sklepu.
- Co? Moje zdjęcie? - Zacisnąłem dłoń w pięść. Zaraz rozwalę ten telefon.
- Tak. Nic ci się nie stało? Boję się.
- Nic mi nie jest. Zaraz będę w domu. - Jestem zły. Gość śledzi nas na każdym kroku.
__________________________
Szybkie info. W związku z tym, że w tym roku kończę gimnazjum, mam ogrom nauki. Jeśli się nie uczę, czytam lektury bądź chodzę do kościoła na spotkania do bierzmowania. W tym momencie nie mam napisanego żadnego nowego rozdziału, bo zwyczajnie nie mam na to czasu i bardzo mnie to denerwuje, ponieważ wiem co chcę napisać, ale nie znajduję na to czasu. Chciałabym skończyć to fanfiction jeszcze przed końcem tego roku, przed sylwestrem, ale nie wiem czy to się uda. Dlatego też w następną sobotę na pewno nie pojawi się dwudziestka. Kolejny rozdział może ukazać się dopiero za dwa, może trzy tygodnie i nawet tego nie jestem dokładnie pewna. Ale obiecuję, że się pojawi, bo wyznaczyłam sobie za cel, by to skończyć.
Miało być szybko i krótko, a wyszło jak zwykle. Także to tyle i mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
/Perriele rebel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz