sobota, 24 czerwca 2017

ROZDZIAŁ 7

"Nikt nie jest zobowiązany, by kogokolwiek lubić, ale istnieje pewna rzecz, o której warto pamiętać: SZACUNEK."


~Summer~

Przeglądamy kolejną stronę z mebelkami dla dzieci. Nic mi się nie podoba i właśnie to zaczyna mnie niepokoić. Bo tak na dobra sprawę dzieci za pół roku będą już na świecie, a ja nie chcę odkładać tego wszystkiego na ostatnia chwilę. Póki jeszcze dobrze się czuję chciałabym, żebyśmy kupuli już trochę rzeczy, a przede wszystkim te meble. Chłopaki maja zamiar jeszcze raz wyremontować pokój, który jest obok naszej sypialni, aby mógł służyć jako pokoik dla maluchów, ale nie wiem kiedy maja zamiar to zrobić.
- A może te, co? - spytał Louis, pokazując kolejny zestaw mebli, a ja pokiwałam przecząco głową. - Summer - westchnął.
- Przepraszam - potarłam kciukiem jego dłoń. - Ale naprawdę nic stąd mi się nie podoba. Poza tym ty w ogóle nic nie powiedziałeś na ten temat. Myślisz, że łatwo jest mi samej tak wybierać?
- No dobrze, masz rację. To wszystko jednak jest brzydkie - zaśmiał się. - Proponuję pojechać do sklepu i zobaczyć wszystko na własne oczy, co ty na to?
- To na co ty czekasz? - spytałam, zamykając mu laptop.
- Wow. Naprawdę się zaangażowałaś - zaśmiał się.
- Louis - zmierzyłam go wzrokiem. - Albo jedziemy, albo będziesz siedział tu kolejną godzinę, ze mną, będziemy oglądać kolejne strony, a ja dalej będę ci marudzić.
- O Boże... - przetarł twarz dłońmi. - Ubieraj się.
- No i to mi się podoba - klasnęłam w dłonie i cmoknęłam go w policzek. Skierowałam się do garderoby, ale w połowie drogi zawróciłam. - A tak przy okazji, kochanie... - odwróciłam się ku niemu.
- O nie - pokręcił głową. - Słodzisz mi, ja wiem co to oznacza. Co tym razem chcesz?
- Głodna jestem, zjadłabym coś - wzruszyłam ramionami.
- Nie, nie... Summer... - jęknął. - Śniadanie było niedawno.
- Hej, stop. W tym momencie odpowiadasz za życie 3 osób jednocześnie. Rozumiesz co to znaczy? Zagłodzisz mnie to zagłodzisz ich też.
- Summer! - pisnął wstając.
- Co?! - również krzyknęłam, próbując się nie zaśmiać.
- Nie pieprz głupot - wpił się w moje usta. Położył dłoń na moim brzuchu, delikatnie głaszcząc. - Jak zrobię ci  kanapki to nie będziesz płakać?
- Nie - uśmiechnęłam się szeroko.
- Leć się ubierać, bo się rozmyślę - westchnął.
- Tak jest szefie!
- Summer...
- No co?
- Idź się ubieraj...
- A co ja robię?

*//*//*

Przechodzimy obok kolejnego zestawu mebli. Rzeczywiście tutaj są ładniejsze niż w internecie. Nawet kilka wpadło mi już w oko. Zresztą chyba nie tylko mi, bo Louis chyba chyba już czwarty raz mówi mi o tych, które mają beżowy kolor. Wygląda na to, że spodobały mu się już któreś, a znając jego to nie odpuści, dopóki ich nie kupimy. A skoro jemu się spodobały to mi pewnie też się spodobają, bo jeśli chodzi o gust to mamy podobny.
- To które ci się podobają? - spytał, gdy dalej szliśmy przed siebie.
- Te, które tobie - zaśmiałam się, rozglądając się po sklepie.
- Doprawdy? A co jeśli jednak ci się nie spodobają? Przecież nawet jeszcze nie wiesz o które chodzi.
- Ale wiem, że na pewno wybrałeś ładne.
- A skąd ta pewność? - uniósł brew, pytając.
- Bo jesteśmy razem już 2 lata i w większości wiem co ci się podoba, a co nie.
- Powiedzmy, że ci wierzę - zaśmiał się. - Chodźmy je zobaczyć - kiwnął w stronę jednej z alejki sklepu.
- Jasne. A wiesz, że...
- Jak tam życie moja Ex? - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciliśmy się oboje i ujrzałam Lucasa, opierającego się o jedną z szafek.
- Co ty tu robisz? - spytałam przestraszona, przybliżając się do Louisa. Ten chcąc bym czuła się bezpieczniej, objął mnie w talii nic nie mówiąc.
- No wiesz... - podszedł bliżej nas, a moje ciało się spięło. - Uciekłem z więzienia... znów... - wzruszył ramionami. - Twój braciszek jednak przeżył tamten wypadek, więc chyba muszę coś z tym zrobić. Nie uważasz? - spytał sarkastycznie, a ja milczałam. Powróciło bolesne wspomnienie z przed roku, przez co miałam ochotę się rozpłakać jak wtedy. - Okey, nie chcesz rozmawiać, to nie - podniósł ręce.
- Czego ode mnie chcesz?! - spytałam ze złością.
- Czego ja chcę? Pomyślmy... Ah tak. Wiesz co? Nigdy nie miałem takiego życia jakie chciałem, więc ty też go nie powinnaś mieć.
- Co ty pieprzysz? O co ci chodzi? Nic o mnie nie wiesz. Nie wiesz jakie ja mam życie. Wiesz tylko tyle ile z czasów kiedy jeszcze byliśmy razem i nic więcej.
- Nic więcej? Pomyślmy... O czym cały czas szumi świat? Hmm... przerwałaś karierę, bierzecie ślub i... spodziewasz się dziecka - wskazał na mój brzuch, a ja położyłam na niego dłoń. - I co? Zgadłem?
- Dlaczego po prostu mnie nie zostawisz? Dlaczego nie odpuścisz i nie odejdziesz? Możesz założyć rodzinę, być szczęśliwy. Pogódź się w końcu z tym, że już nie jesteśmy razem!
- To byłoby zbyt łatwe - parsknął śmiechem.
- Zostaw mnie i moją rodzinę w spokoju.
- Hmm... Wiecie co? Na razie macie bilet ulgowy. Ale miejcie oczy i uszy szeroko otwarte... Do zobaczenia sunshine - szepnął mi przy uchu, co spowodowało, że mimowolnie zamknęłam oczy i się zatrzęsłam. Odszedł w innym kierunku, nic więcej już nie mówiąc.
- W porządku? - spytał Louis, stając na przeciwko mnie.
- Tak - westchnęłam. - Chodź, pokażę ci meble, które bardzo, bardzo mi się spodobały - wzięłam go za rękę.
- Szybko dokonujesz wyboru.

*//*//*

~Louis~

Udało się. Kupiliśmy zestaw mebli dla bliźniaków i właśnie wracamy do domu. Za kilka dni powinni nam je dostarczyć.
Summer coś dziwnie wygląda, a ja jak zwykle nie wiem o co chodzi, bo głupi nie mogę się zapytać, nie?
- Nie odzywasz się... Coś się stało? - spytałem wjeżdżając na drogę biegnącą przez pobliski las.
Nie - westchnęła odrywając się od widoku za oknem i spojrzała na mnie. - Rozmyślam tylko - uśmiechnęła się jakoś smutno.
- Ale to nic poważnego, prawda? - zerknąłem na nią na chwilę.
- Prawda... - położyła powoli dłoń na moje kolano i zaczęła się bawić dziurą spodni, która na nim miałem. - Zrobimy dziś babeczki? - spytała.
- Jasne, jeśli chcesz. Musimy tylko sprawdzić czy mamy czekoladę.
- Yhym - uśmiechnęła się jakby zmęczona. - Louis?
- Co jest? - popatrzyłem na nią. Była cała blada. - Summer?
- Możesz się zatrzymać? Niedobrze mi.
- Ale jesteśmy w środku lasu.
- Zatrzymaj się.
- Ale...
- Jeśli nie chcesz, żebym zwymiotowała ci w samochodzie to się po prostu zatrzymaj! - krzyknęła. Nic więcej nie mówiąc zjechałem na pobocze i się zatrzymałem. Wyszedłem z auta i obszedłem je dookoła. Summer stanęła obok mnie, opierając się jedną dłonią o maskę.
- Oddychaj głęboko - położyłem dłoń na jej ramieniu.
- A co ja robię?! - znów nieświadomie krzyknęła, co spowodowało, że patrzyłem na nią jak na ducha.-Przepraszam...
- Przyniosę ci wody - powiedziałem i jeszcze raz obszedłem auto dookoła. Z tylnego siedzenia wyjąłem butelkę i wraz z nią wróciłem do dziewczyny.
- Napij się - odkręciłem butelkę, podając jej. Wzięła ją lekko trzęsącą się ręką i upiła kilka łyków.
- Dziękuję - powiedziała oddając mi przedmiot.
- Summer... - westchnąłem, zwieszając głowę i zacząłem myśleć nad tym co powiedzieć. - Doskonale wiem jak wygląda nasze życie, ale... teraz musisz o siebie szczególnie dbać, a...
- Próbuję - przerwała mi. W jej głosie słyszałem, że zaraz się rozpłacze. - Próbuje jak najwięcej odpoczywać, odpowiednio się odżywiać, ale... cały czas pojawiają się nowe sprawy, albo jakieś problemy.
- Wiem... Przykro mi, że nie możemy tego zmienić. Chciałbym, żeby to wyglądało trochę inaczej. Nie mówię, że teraz jest źle, ale widzę jak znosisz to całe zamieszanie wokół nas. Uwierz, że... robię wszystko, żeby cie odciążyć, żeby zapewnić ci spokój, ale w tym momencie... powoli nie daję już rady. Wiem, że oczekujesz ode mnie więcej, ale...
- Przestań - przerwała mi kolejny raz, a po jej policzkach zaczęły spływać łzy. - Tak jak jest, jest dobrze. Tylko, że ja... najzwyczajniej w świecie się boję. Po prostu się boję.
- Czego? Przecież wiesz, że przy tobie jestem - wyszeptałem. - Jesteś bezpieczna, cały czas jesteś chroniona, cały czas...
- Nie o to chodzi Louis - rozpłakała się. Boję się, że nie donoszę ciąży do końca, że... znów poronię, boję się porodu, boje się, że nie poradzimy sobie z dziećmi, że Lucas znów zaatakuje. Boje się, że nie dojdzie do naszego ślubu, że...
- Hej, słońce - wziąłem jej twarz w dłonie. - Jesteśmy w tym razem i bez względu na to czy tego chcesz czy nie, to ja jestem cały czas obok ciebie. Razem damy radę i razem przez wszystko przejdziemy, słyszysz? - nie odrywałem wzroku od jej twarzy, a ona tylko pokiwała twierdząco głową, pociągając nosem. - Obiecuję ci, że wszystko będzie dobrze - szepnąłem, zataczając kciukiem kółka na jej policzku.
- Przytul mnie... - załkała. Szybko spełniłem jej prośbę i schowałem w ramiona. Nie chcę, by cokolwiek jej się stało. Nie pogodzę się z myślą, że mogłem coś zrobić, a tego nie zrobiłem. Nie pogodzę się z tym, że zostałem ze wszystkim sam. Bez jej wsparcia, bez uśmiechu, bez jej charakterku, śmiechu, dotyku, bez niej... To działa w obie strony. Wiem, że bez siebie nawzajem nie przetrwamy.

*//*//*

~Summer~

Usiadłam na krześle przy wyspie kuchennej, patrząc na Louisa, który przygotowywał foremki na kolejna porcje babeczek. Spojrzałam na piekarnik, gdzie pierwsze z nich chyba były już upieczone i bardzo ładnie pachniały.
- Nie spalisz ich? - spytałam, gdy rozlewał ciasto do foremek.
- Nie podpuszczaj mnie mądralo. Wszystko mam pod kontrolą. Trochę gotować to ja jeszcze potrafię. 
- Tylko się pytam... - powiedziałam cicho. Szatyn odstawił miskę do zlewu i poszedł do piekarnika, z którego wyjął blachę, a następnie postawił ją na blacie i automatycznie wstawił druga porcję. Wyjął dużą tace i na nią wykładał ciepłe babeczki.
- I myślisz, że my to wszystko zjemy? - spytał nie dowierzając.
- Yhym - odpowiedziałam szybko.
- Yhym... Ty na pewno - postawił przede mną słodkości.
- A gdzie czekolada? 
- Przecież... - odwrócił się z powrotem do mnie. - Boże... No jeszcze ich nie polałem - westchnął. - Dopiero wyjąłem je z piekarnika, nie widziałaś?
- Widziałam. Ale...
- Ale...
- Ja je będę dekorować! - pisnęłam.
- Oczywiście moje dzieciątko - zaśmiał się. - Proszę. Masz tu czekoladę, posypkę, lukier, cukier puder. Jeszcze coś chcesz? - spytał po postawieniu obok mnie wymienionych składników.
- Hmmm... chyba nie - wzięłam do ręki jedną z babeczek.
- To rób i...
- Albo wiesz co? - przerwałam mu. - Mamy truskawki?
- Tak, jak ktoś pojedzie do sklepu to będą.
- Bardzo śmieszne Louis. Serio pytam.
- A ja serio odpowiadam. Przecież nikt inny tego nie zjadł jak ty.
- Chciałeś dzieci to mnie teraz nie głódź.
- Nie głodzę cię - westchnął. - Rób te babeczki. Chyba, że nie chcesz to...
- Chcę - przerwałam mu. - A, Louis?
- No? - mruknął.
- Jutro Lou i Lux chcą do nas przyjść.
- Okey. Dawno ich tu nie było, wiec miło, że do nas wpadną.
- Ale do jutra już może nie być babeczek - oblizałam palec z czekolady.
- Summer... - jęknął i i odwrócił się do mnie załamany.
- Hmm?
- Ja nie wiem czy ty się po tym wszystkim przypadkiem nie porzygasz dziś w nocy.
- Nie porzygam. Najwyżej mówi się trudno i żyje się dalej.
- Z tobą czasem gorzej niż z dzieckiem.

*//*//*

~Vanessa~

Trzymając Nialla za rękę, podeszłam wraz z nim pod drzwi domu Summer i Louisa. Będzie trudno, ale dam radę.
- Musisz? - szepnął ze smutkiem, spoglądając na mnie.
- Muszę. Nie mam wybory - powiedziałam cicho.
- Zawsze jest jakiś wybór.
- Tym razem nie ma Niall... Będziemy razem, będziemy szczęśliwi, ale ja naprawdę muszę to zrobić. Za jakiś czas znów się zobaczymy.
- Oby było tak jak mówisz...
- Będzie. Obiecaj mi, że zaopiekujesz się Summer, przede wszystkim teraz, kiedy jest w ciąży.
- Nie muszę ci tego obiecać. Cały czas to robię. To moja siostra. Poza tym jest cały czas przy niej Louis.
- Weźcie Jacoba pod swoją opiekę. Zostaje tylko z wami.
- Jasne... - odpowiedział cicho, odwracając wzrok.
- Hej, Niall, skarbie - położyłam dłoń na jego policzku, aby na mnie spojrzał. - Wrócę. Obiecuję. Kocham cię.
- A ja kocham ciebie - pocałował mnie krótko  w usta. Oderwałam się od niego i przeniosłam wzrok na drzwi. Zadzwoniłam i czekałam wraz z blondynem aż ktoś nam otworzy. I tak jak się spodziewałam, zaraz zobaczyliśmy w wejściu Louisa.
- O hej - uśmiechnął się. Wejdźcie - pokazał gestem i się trochę odsunął, więc wraz z Niallem weszliśmy do środka.
- Louis, kto przy... - usłyszałam głos z kuchni, a zaraz zobaczyłam również Summer. - Cześć. Co robicie tu tak późno?
- Chciałam się pożegnać... - powiedział cicho.
- C-co? - usłyszałam łamliwy głos Summer. - O czym ty mówisz? - wyszeptała przestraszona.
- Wyjeżdżam do Stanów na ponad miesiąc...
- J-jak to? Dlaczego?
- Jak to wyjeżdżasz? - tym razem Louis zabrał głos.
- Matka leci w jakiejś sprawie i muszę lecieć z nią, a ja dostałam... krótko czasową ofertę pracy w... galerii sztuki - uciekałam wzrokiem gdzie popadnie, aby  tylko nie spojrzeć w ich oczy przepełnione smutkiem i się nie rozpłakać.
- Naprawdę musisz lecieć? 
- Muszę Summer. Poza tym pora zarobić trochę pieniędzy. Nie mogę cały czas się na was utrzymywać.
- A co z Jacobem? - Przecież...
- Musi zostać z wami, więc... proszę was... zaopiekujcie się nim.
- Oczywiście... będę tęsknić - Summer wpadła w moje ramiona.
- Uważaj na siebie - szepnęłam. - Będę dzwonić, pisać i cały czas cię sprawdzać, rozumiesz? - zaśmiałam się przez łzy.
- Rozumiem - uśmiechnęła się smutno, gdy się ode mnie oderwała. 
- Chłopaki, pilnujcie jej - popatrzyłam na obydwu.
- Nawet nie myśl, że tego nie zrobimy - odezwał się Niall, obejmując mnie w talii.
- Wracaj do nas jak najszybciej - dodał Louis mnie przytulił. Gdyby to było takie łatwe... Wracaj jak najszybciej. To się okaże... Może już nie będzie jak wrócić?
__________________
Koniec roku szkolnego!! Jeeeej!! Kto się cieszy? Po co ja pytam? Oczywiście, że każdy.
Miłych wakacji! :)

/Perriele rebel

7 komentarzy:

  1. Matko świetny. Ciekawe o co chodzi z Vannesą:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam już poprzedni blog i oczywiście wszystkie posty obecnego bloga.
    Jest naprawdę super! Czytając całą historię w kilka mogę powiedzieć, że piszesz coraz lepiej! Naprawdę widać duży postęp między pierwszymi rozdziałami (na tamtym blogu) a obecnymi. Oby tak dalej!

    Jestem okropnie ciekawa, co się dzieje z Vannesą! I bardzo się cieszę, że Vannesa i Niall są razem (skupię moją ocenę całej historii w jedynym komentarzu hahaha)

    Zastanawiam się jeszcze, czy postać Jacoba jakoś się rozwinie - nie wiem czemu, ale przeczuwam jakieś mniejsze lub większe kłopoty (ciekawe czy mam racje xd)

    Całość czyta się bardzo przyjemnie i dość szybko (#wciągające). Obydwa blogi są bardzo estetyczne i miłe dla oka, co również umila czytanie. Jest naprawdę dobrze!

    Życzę dużo weny, czasu i chęci do pisania. Mam nadzieję, że na kolejny rozdział, nie będzie trzeba długo czekać!



    A teraz zapytam się tylko, czy miałaś już może czas przeczytać moje opowiadanie? Jeśli tak - czy mogę poznać twoją opinię?

    Miłych wakacji!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *historię w kilka dni

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję za miłe słowa i bardzo cieszę się, że podoba ci się co piszę. Rozdziały dodaję regularnie, w każdą sobotę.
      Na twoim blogu jeszcze nie byłam, ponieważ aktualnie nie mam już dostępu do internetu na telefonie, a czasu mam troszkę mało, bo większość wakacji nie będzie mnie w domu i muszę napisać kilka rozdziałów. Ale nie martw się, w końcu kiedyś wejdę na twojego bloga, a kiedy już to nastąpi, a na pewno tak będzie, bo jestem bardzo ciekawa co tam piszesz, zostawię swoją opinię na twoim blogu w komentarzu.
      Jeszcze raz bardzo dziękuję i mam nadzieję, że zostaniesz tu do końca, również kiedy otworzę nowego bloga :)
      Pozdrawiam, Perriele rebel ;)

      Usuń
    3. To bardzo się cieszę :)
      Oczywiscie, że zostanę!
      Nowy blog? Brzmi zachęcająco Hahah :)
      Pozdrawiam

      Usuń