czwartek, 31 sierpnia 2017

ROZDZIAŁ 15

Z dedykacją dla mojej siostry  Oli, z okazji urodzin.
Wszystkiego najlepszego mała, nigdy się nie zmieniaj i nie słuchaj tego co ludzie o tobie mówią, bo tego nie potrzebujesz. Bądź sobą i pamiętaj, że to co robisz zawsze będzie prowadzić cię bliżej spełnienia marzeń. Stawiaj sobie cele i nie bój się, że sobie z nimi nie poradzisz, bo to nie prawda. Kocham cię i tęsknię, pamiętaj o tym. Ten rozdział jest dla ciebie. ♥   



"Z kobietą nie ma żartów - w miłości czy w gniewie. Co myśli nikt nie zgadnie, co zrobi nikt nie wie..."

~Vanessa~

   Prywatny samolot matki, lecący prosto z Los Angeles do Londynu. Po krótce miejsce, gdzie jestem, a wcale nie chcę być. Tak jakby usadzili mnie tu wbrew mojej woli.
W Los Angeles wszystko miało się zmienić, wszystko miało wyjść na lepsze, ale nie stało się nic czego oczekiwałam, czego pragnęłam, aby moje życie było spokojniejsze z osobami, które kocham. Nic się nie zmieniło, nawet najmniejszy szczegół. Summer i Niall cały czas dzwonili, czasem reszta chłopaków, a mi... coraz trudniej było ich okłamywać, ukrywać przed nimi tak straszną i trudną do zrozumienia i uwierzenia prawdę. Ale... muszę przeciągnąć to jeszcze kilka tygodni. Jeszcze kilka tygodni, aby mogli w sierpniu cieszyć się wakacjami, bo potem i tak zaczną wszystko podejrzewać. Wtedy wszystkie szantaże matki nie będą już miały znaczenia, bo nie będzie miała już czym szantażować. Zdaję sobie sprawę z tego, że Niall może mi tego nie wybaczyć, ukrycia takiej informacji, mimo, że obiecaliśmy sobie obustronną szczerość.
- Za 20 minut powinniśmy być na miejscu - oznajmiła moja mama. Mama. Jak to niepodobnie do niej brzmi. Dziwnie.
- Świetnie - mruknęłam pod nosem, nie bardzo obchodząc się tym co do mnie mówi.
- Słuchaj, wiem, że tam w Stanach nic nie wyszło, ale mimo to uważam, że jakiś szacunek jeszcze mi się należy.
- Nic złego nie powiedziałam. - Zamknęłam oczy, czując przygnębienie całą sprawą.
- Nie problem w tym co powiedziałaś, ale jak powiedziałaś.
- Nawet teraz zaczniesz mi prawić kazania? - spytałam, czując jak oczy zaczynają mnie już piec.
- A jakie to ma znaczenie czy teraz czy potem?
- A takie, że przynajmniej teraz mogłaś mi tego oszczędzić. Jeden, jeden jedyny raz mogłabyś zobaczyć we mnie córkę. Chociaż raz, chociaż teraz.
- Nie wystarcza ci to, że musiałam tam z tobą lecieć i siedzieć tam ponad miesiąc?
- Zrobiłaś to z przymusu, a nie dlatego, że chciałaś.
- Tak, z przymusu. Wiesz ile ominęło mnie w Londynie? Wiesz ile spraw musiałam zamknąć, a ile załatwić zanim wyleciałyśmy?
- To po co ze mną leciałaś? - Rozpłakałam się. - Trzeba było zadzwonić do ojca i zmanipulować go tak jak innych ludzi. Może przynajmniej tata nie żałowałby tego, że ze mną poleciał. Może oszczędziłby mi takiego bólu jaki ty mi fundujesz, nawet przez głupią rozmowę.
- No to trzeba było zadzwonić do swojego tatusia! Może według ciebie to wszystko jednak by się udało! Tak, trzeba było zadzwonić do ojca! Może twoim zdaniem on coś by pomógł!
- Trzeba było mnie tam zostawić! Może ktoś by się nade mną zlitował! Dla ciebie ciebie i tak najlepiej byłoby, gdybym już nie żyła. - Dławiłam się łzami.
- A-ale co ty mówisz? - Nagle przestała krzyczeć.
- Mówię prawdę. Żałujesz tego, że w ogóle się urodziłam.
- A-ale...
- Daj mi spokój. Zaoszczędź mi tego wszystkiego. Niedługo i tak nie będziesz musiała mnie już słuchać ani widywać...

*//*//*

~Summer~

   - Tak, Louis, jadłam.  Jeżeli to cię uszczęśliwi, to teraz też jem. Ciastka. Nie musisz mnie cały czas kontrolować - westchnęłam.
- Tak, muszę. Po tym jaki numer ostatnio odstawiłaś, muszę.
- Nie głodziłam się. Jadłam coś - przypomniałam mu już po raz tysięczny. - Nie zrobiłabym czegoś takiego dzieciom. Przecież sam o tym doskonale wiesz.
- No dobra, przyznaję, może jestem względem ciebie zbyt... opiekuńczy.
- Zbyt opiekuńczy? - Parsknęłam śmiechem. - Gdybyś tu był, zamknąłbyś mnie w jakiejś izolatce, żebym tylko jadła.
- Nie zrobiłbym tego, ale właśnie podsunęłaś mi pomysł, by tak zrobić, gdy wrócę.
- No ej! Nie możesz tak. Wtedy jest większe prawdopodobieństwo, że mogę sobie coś zrobić. Poza tym ty... ty tego nie mówisz na poważnie, prawda? L-Louis?
- A co? Boisz się, że zamknę cię w takiej izolatce?
- Louis!
- No żartuję. - Zaczął się śmiać, a ja tylko się uśmiechnęłam z ulgą.
- Kiedyś pożałujesz, zobaczysz - powiedziałam pewnym siebie głosem. - Masz tyle czasu, żeby tak długo ze mną gadać? Bo nie wydaje mi się.
- No właśnie nie mam. Właściwie to powinienem być na próbie. Ale obiecałem, że będę dzwonić, więc...
- Zwariowałeś? Masz iść na próbę. Poza tym widzę, że właśnie ktoś przyjechał. Muszę kończyć.
- Jasne. Zadzwonię potem. Kocham cię.
- Ja ciebie też. I idź na próbę. Pa. - Posłałam mu buziaka przez telefon, a potem się rozłączyłam. Włożyłam telefon do kieszeni dresów, jeszcze raz wyjrzałam przez okno, a następnie wyszłam z pokoju. Będąc na schodach, słyszałam już jakąś sprzeczkę, ale nie mogłam rozpoznać do kogo należy głos, który można było usłyszeć prócz Izabelli. Czy ona zawsze musi uważać się za tą najważniejszą? To naprawdę denerwuje. Zresztą nie tylko mnie, bo Matta już też, a to naprawdę cierpliwy człowiek.
- Tak, tak, tak. Oj, cicho już bądź! Może ty nie wiesz kim ja jestem, ale ja doskonale wiem kim ty! Pusta Izabella, która...
- Jaka pusta?! - krzyknęła z niedowierzaniem "moja kochana gosposia". No to teraz się zacznie.
Zeszłam z ostatniego schodka i poszłam tam skąd dochodziły głosy, czyli do kuchni.
- Hej! Po pierwsze: ty na mnie nie krzycz, okej?! Jestem od ciebie starsza. A po dru...
- Vanessa! - Szeroko się uśmiechnęłam, widząc znaną twarz.
- Summer. - Podeszła do mnie i mocno uściskała. - Tak bardzo tęskniłam.
- Wróciłaś nareszcie - powiedziałam szczęśliwa, nie puszczając jej nawet na krótką sekundę.
- Chwila, to ty ją znasz? - usłyszałam zdziwiony głos Izabelli i tylko przewróciłam oczami, odrywając się od dziewczyny.
- To Vanessa, dziewczyna Nialla, moja przyszywana siostra. Już wiesz? Jak tak to nie musimy już tu  z tobą siedzieć. - Wzięłam blondynkę za rękę i razem udałyśmy się do salonu, gdzie wygodnie usadowiłyśmy się na kanapach, by zacząć rozmowę.
- Dlaczego nie zadzwoniłaś, że dziś przyjeżdżasz? - zapytałam.
- Emm... Chciałam zrobić ci niespodziankę. Poza tym to była spontaniczna decyzja. Skończyłam dziś pracę i postanowiłam, że jeszcze tego samego dnia muszę być tutaj. Ale przyznaj, że spodobała ci się ta niespodzianka.
- Bardzo. - Zaśmiałam się. - Zarobiłaś wystarczająco?
- Umm... tak. Dość dużo, żebym miała się z czego utrzymać.
- Ale wiesz, że ja zawsze mogę pożyczyć ci te pieniądze? Nawet nie musisz prosić.
- Wiem, Summer. Możemy zmienić temat? Nie chcę wracać do tego co było w Los Angeles i znów tego przeżywać.
- A co się działo w Los Angeles? - Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc o co w tym momencie jej chodzi. O niczym nie wspominała przez telefon.
- A co się miało dziać?
- No ja ciebie o to pytam.
- No przecież pracowałam. Tak, pracowałam i... i praktycznie tylko to robiłam. Uwierz, wracałam baaardzo późno do domu.
- Vanessa, czy ty przypadkiem czegoś przede mną nie ukrywasz?
- Ja? Oszalałaś?
- To dlaczego mówisz, że non stop pracowałaś?
- Bo to prawda. Nie ma zbyt wiele do mówienia. To teraz, jeśli pozwolisz, możemy zmienić temat na inny.
- Musisz wiedzieć, że nie bardzo ci wierzę. - Zmrużyłam oczy. - Jak się dowiem, że zdradziłaś mojego brata...
- No czy ty... Czy ty już zwariowałaś przez te hormony?!
- Ja nie zwariowałam tylko próbuję się czegoś dowiedzieć! Ale ty nie chcesz mówić nic! - Wstałam z kanapy.
- Bo nie ma nic do mówienia! Tylko pracowałam! Czy ty kiedyś mi uwierzysz czy raczej nie?
- Kiedyś. Powinnaś wiedzieć, że możesz mi wszystko powiedzieć. Co chcesz do picia?
- Latte - odpowiedziała krótko. - I sama se zrobię. - Stanęła obok mnie. - Od tej twojej gosposi na pewno nie tknę kawy, bo ona nie zrobi mi takiej jaką chcę.
- Ooo... miło, że podzielasz moje zdanie. - Skrzyżowałam ramiona.
- A ty masz tu siedzieć. Przyjechałam tu przede wszystkim dlatego, żeby nie siedzieć całymi dniami sama w domu, ale też po to, żeby pilnować cię czy aby na pewno się nie przemęczasz i odpoczywasz. - Skierowała się do kuchni, gdy ja już siedziałam z powrotem na kanapie.
-  Czekaj! To ty zostajesz tu ze mną aż chłopaki nie wrócą z trasy?!
- Dokładnie misiu! - odkrzyknęła z kuchni.
- Dlaczego wy mnie tak nazywacie?! Niall musiał ci powiedzieć o moim przezwisku?!
- Sama go o to wybłagałam! - krzyczała z innego pomieszczenia.
- Dzięki...

*//*//*

~Vannessa~

   Kłamię. Cały czas okłamuję wszystkich w około. Sami mają teraz masę spraw na głowie, więc teraz nie będę dorzucać im jeszcze swoich problemów. Nie mogę od tak wszystkiego im powiedzieć, jeszcze teraz, kiedy chłopaki są w ogóle na innym kontynencie.
- Summer, czy można wiedzieć co ty robisz? - zapytałam, stojąc obok szatynki, która wrzucała ubrania do ogromnej plastikowej miski.
- No nie widzisz? Idę robić pranie. - Wzruszyła ramionami i kontynuował segregację swoich ciuchów.
- J-jak pranie? Ty już do reszty oszalałaś, prawda?
- Nie, nie oszalałam - mówiła nadzwyczaj spokojnie.
- Kobieto, ty jesteś w połowie bliźniaczej ciąży!
- No wiem.
- Cholera, zostaw to. Daj mi to i...
- Coś ci dzwoni.
- Słyszę jeszcze.
- No to czemu nie odbierasz?
- Nie denerwuj mnie - wycedziłam przez zęby, odbierając. - Słucham?
- Emm... Vanessa? To ty? - Usłyszałam w słuchawce głos Nialla.
- Tak, to ja - westchnęłam. - Hej.
- Cześć... Coś się stało? Masz jakiś dziwny głos.
- Mam tu mały kłopot, okej?
- Tu, czyli... Chwila, czy ty już wróciłaś do Londynu?
- No wróciłam, wróciłam.
- To czemu nie dzwoniłaś? Myślałem, że cały czas jesteś w LA, kochanie.
- No miałam zadzwonić, ale... Poczekaj. Summer, gdzie ty z tym idziesz? - Skierowałam pytanie do szatynki, wychodzącej z pokoju. Zaczęłam iść za nią.
- Na dół, do pralni.
- Summer! - krzyknęłam za nią.
- Vanessa, co się u...
- Twoja siostra chce robić sama pranie, więc jeśli nie chcesz, by coś się jej stało, zadzwonię do ciebie potem. Pa - powiedziałam szybko, rozłączając się. Schowałam telefon do kieszeni i pobiegłam za szatynką, prawie przewracając się na schodach.
- Summer!
- Co?! - Doszedł mnie z dołu jej głos.
- Stój! Zostaw to! - krzyczałam, ale nie dostałam już odpowiedzi.
Wpadłam do pralni, szybko i nierówno oddychając.
- Co tam Vanessa? - spytała, a mnie aż roznosiło od środka, gdy wkładała już ubrania do pralki.
- Nie wkurzaj mnie gorzej niż jestem. Oddaj tą miskę.
- Nawet prania nie można mi już zrobić? To już chyba przesada.
- To nie przesada. Każdy się o ciebie martwi. Louis dzwonił i mówił co się stało z tobą tydzień temu i... a właśnie... Ty brałaś dziś coś na uspokojenie czy coś, że jesteś jak na haju? - spytałam podejrzliwie.
- Nie - odpowiedziała z przymrużonych oczu. - Mówi to ktoś kto wie, że narkotyki rzuciłam już dawno temu.

*//*//*

~Summer~

   Oni naprawdę już przesadzają. Nic a nic według nich nie mogę robić. Najlepiej to chyba by było gdybym tylko cały czas spała i coś jadła. Oni nie rozumieją, że nie da się non stop odpoczywać. Ja muszę coś robić. A jak jest gorąco tak jak dziś, co jest dziwne w Londynie, to nawet nie da się leżeć, bo można się ugotować. No i co? No i zabrała mi tą miskę i sama robi pranie. Tylko nie wzięła pod uwagę, że to nie wszystko i ja mam jeszcze bardzo dużo ubrań. A to wszystko przez Izabellę, bo głupiego prania nie chciało jej się ani razu zrobić odkąd tu jest. A ja jakoś sobie dopiero dziś przypomniałam, że kończą mi się te dobre rozmiarowo ciuchy.
- Vanessa? - odezwałam się, stojąc cały czas obok niej w pralni.
- No? Tylko nie mów, że sama zrobisz to pranie, bo...
- Nie o to chodzi. Robisz coś pojutrze?
- Oprócz siedzenia u ciebie na chacie i pilnowania cię to nie.
- No jasne, pilnowania - mruknęłam. - W takim razie idziesz rano ze mną do lekarza na kontrolę.
- I tak bym poszła, nawet gdybyś mnie o to nie pytała.
- Domyśliłam się... Ale wątpię, żebym wybłagała u ciebie duże lody.
- O nie kochana. - Pokręciła przecząco głową. - Jak mi się tu rozchorujesz to Louis urządzi mi niezłe piekło, albo naprawdę mnie zabije. O tym rozmawiaj ze swoim narzeczonym, a nie ze mną.
- Dobra - odpowiedziałam pewna siebie. - Jeśli porozmawiam z nim dłużej to go w końcu wybłagam. Ja wiem, że w końcu się zgodzi, ale ty w to nie wierzysz - powiedziałam wyjmując telefon z kieszeni.
- Rozmawiaj z Louisem, a nie ze mną.
- Tak, tak - wymamrotałam, widząc nieodebrany sms.

"Tik-tok, tik-tok. Ile minie jeszcze czasu zanim się spotkamy? Lepiej słuchaj bliskich, bo bardzo łatwo i szybko może coś ci się stać. Nie wierzysz? To mówi się trudno. Pamiętaj, ja cię ostrzegałem, a co ty zrobisz to już twoja sprawa. Tylko niedługo... kilka zer z waszego kont zniknie."

- Coś się stało? - Usłyszałam głos blondynki i podniosłam wzrok znad telefonu, spoglądając na nią.
- N-nie... tylko muszę zadzwonić do Louisa.
- No jak chcesz te lody to lepiej zadzwoń. - Zaśmiała się, a ja uśmiechnęłam się blado. Chyba rzeczywiście lepiej zadzwonić.
____________________
Wróciłam z nowy rozdziałem! Udało się. Zachęcam wszystkich do obserwowania bloga, a wtedy może będę miała więcej weny, chęci do pisania i rozdziały będą troszkę dłuższe.
/Perriele rebel

1 komentarz:

  1. Cuudne, ciekawe co ten gnojek kombinuje
    Czekam na nastepny z niecierpliwością ! <3
    Ps ratujcie w poniedziałek juz szkola :( :( :(

    OdpowiedzUsuń