sobota, 9 grudnia 2017

ROZDZIAŁ 24

W hołdzie zmarłej Johannah Deakin, mamie Louisa Tomlinsona.    To już rok, gdy nie ma cię z nami kochany aniołku... Byłaś cudowną kobietą, mamą i żoną. Nigdy o Tobie nie zapomnimy...     Spoczywaj w pokoju, Jay...


"Jesteś cicho obok mnie. Jadąc przez koszmar, przed którym nie mogę uciec, bezradnie się modląc, światło nie blaknie. Chowając szok (...) Chodzę w tę i z powrotem, podczas gdy ty leżysz nieruchomo. Słyszysz mnie, kiedy krzyczę: >> proszę, nie zostawiaj mnie<<."    - Chord Overstreet

~Vanessa~

   Wczorajszy napad, wczorajsze postrzelenie, wczorajsza operacja Louisa, wczorajszy niewyobrażalny strach. 
   Wczorajszy cały dzień...
Głowa mi pęka od natłoku wydarzeń. Louis się nie obudził, Summer się załamała, potwierdzono u niej tą wadę co ma Niall, a mi została jeszcze niewyjaśniona sprawa z matką. I tak naprawdę, nikt nic o niczym nie wie. Louis powinien się obudzić już kilka godzin temu, a jak na razie nie widać żadnej znaczącej różnicy w jego stanie. Nie poruszył żadną częścią ciała, nawet palcami. Niepokojące to mało powiedziane. Od operacji minęła już cała doba, a wybudzić się ze śpiączki powinien już dawno. Sam lekarz przyznał, że to raczej nie jest normalne i nie wie dlaczego jest jak jest. Siedzieliśmy u niego całą noc. Oczywiście przed tym zabraliśmy Summer do okulisty, bo podobnie jak Niall jakiś czas temu, również nic teraz nie widziała i skończyło się na tym, że wróciła do szpitala z okularami. 
   Nikt nie spał od tych pieprzonych 24 godzin, nawet Summer, a jest to u niej raczej wskazane. Proponowaliśmy jej już kilkakrotnie, że zabierzemy ją do domu, by się przespała choć trochę, ale ona nie ustępowała. Nie chciała zostawiać Louisa samego. W końcu się poddała i wraca ze mną, Niallem i Jacobem do nas do domu. Ale tylko dlatego, że zrozumiała, że on nie zostaje tam sam, bo reszta rodziny będzie przy nim i zadzwonią, gdy pojawi się coś nowego. Nie chcieliśmy jej zabierać do jej domu, głównie dlatego, że ogrzewanie w nim jest dopiero naprawiane. Wstąpiliśmy tam tylko po kilka rzeczy dla Summer. Nie do wyobrażenia jest jak bardzo jest tam zimno w tym momencie. Zapewne, gdybyśmy ją tam zostawili, zamarzłaby na kość. 
   Również z jedzeniem nie było u nas najlepiej. Summer twierdziła, że przeżyje na samej wodzie, ale na szczęście udało się ją zaciągnąć do szpitalnego baru. Zjadła niedużo, ale coś zjadła. A my próbowaliśmy żyć tylko kawą. Ostatecznie to też nie poszło dobrze, bo Felicite prawie zemdlała i o mało co nie trafiła na izbę przyjęć. Więc wspólnie stwierdziliśmy, że rozsądnie będzie, gdy każdy z nas się prześpi, a w szpitalu będziemy się wymieniać. Dlatego najpierw przywieźliśmy Summer i Jacoba, a my przy okazji wraz z Niallem też odpoczniemy chwilę. Po południu mają przyjechać siostry Louisa i jego mama, my wrócimy do szpitala, a pod wieczór reszta chłopaków przyjedzie tutaj. Jakoś może będziemy funkcjonować. Nasz dom jest najbliżej szpitala, więc to nasz dom będzie służył za mini hotel. Oczywiście, jeżeli ochrona i kucharka już dojechali. Nikt teraz nie ma raczej głowy do gotowania. Wszyscy wiemy, że jeśli będziemy w jednym domu, będziemy czuli się teraz bardziej komfortowo, a Summer pewniej. Głównie jest to ze względu na nią i dzieciaki. Wszystkie wydarzenia wpływają na jej psychikę i emocje. Jedyne co może pomóc to tylko wsparcie. Ucieszyła się bardzo, gdy operacja się pomyślnie skończyła, ale jej nastrój zdecydowanie się zmienił od wczoraj. Jest smutna, załamana, poddenerwowana, mało się odzywa. Cały czas przy nim siedzi i nie opuszcza go na krok, nie licząc tej chwili. Powiedzmy sobie szczerze: musieliśmy zabrać ją do domu.
   Zatrzymaliśmy się pod domem, wolnym już od oblegającej go policji. Westchnęłam i odpięłam pas. Atmosfera między nami jest bardzo dziwna. Naprawdę nikt niepotrzebnie się nie odzywa, każdy zajmuje myśli jedną, tą samą rzeczą i nikt z nas nie jest w nastroju do niczego.
W czwórkę wysiedliśmy w ciszy z samochodu.
- Summer, uważaj - odezwał się Niall. - Poczekaj, pomogę ci. - Blondyn podszedł do dziewczyny i objął ją w pasie, powoli prowadząc. Powód, dlaczego Summer jest prowadzona bardzo uważnie jest prosty, a nawet jest ich kilka. Jest bardzo ślisko, mimo że dopiero zaczął padać śnieg, co w Londynie i tak jest dziwne,  że pada tak wcześnie, i że w ogóle pada. Drugi powód to taki, że może znów przestać nagle widzieć i przez to stracić równowagę. A trzecim powodem jest jej zmęczenie i już dość spory, a nawet bardzo spory brzuch. I to chyba tyle powodów.
Powoli doszliśmy wspólnie do środka i mogliśmy odetchnąć z ulgą, że mamy za sobą zimno i ślizgawicę
- Odpocznij, okej? Później zawołam cię na obiad. - Zwróciłam się do szatynki.
- Jasne... - odpowiedziała cicho, spuszczając wzrok. - Dzięki, że mogę u was zostać.
- Nie przesadzaj, możesz tu być ile chcesz - mówiłam, pomagają jej się rozebrać.
- A ja właśnie nie chce być tu długo. - Załkała, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Dlaczego? - zapytałam zmartwiona.
- Bo chciałabym już wrócić do swojego domu, ale z Louisem...
- Wrócisz, niedługo wrócisz.
- Kiedy?
- Summ... - już chciałam coś wymyślić na poczekaniu i jej odpowiedzieć, ale Niall mnie wyprzedził, kręcąc z przygnębieniem głową. Zadałam głupie pytanie, na które już właściwie miałam odpowiedź. Nie wiem po co to zrobiłam, bo sama zapytała mnie o coś na co tak naprawdę już nie miałam odpowiedzi. Prawda jest taka, że teraz to już nie wiadomo, kiedy Louis się obudzi.
- Chodź mała, zaprowadzę cię do pokoju i odpoczniesz - powiedział z troską i objął ją ramieniem prowadząc w głąb domu. Nic gorszego już stać się nie może.
- Jacob?
- No? - mruknął wieszając kurtkę.
- Idziesz spać czy może coś zjemy? - zapytałam zdejmując buta.
- No to możemy coś zjeść. - Westchnął.
- To chodź. - Wyprostowałam się i skierowaliśmy się oboje do kuchni. Już na miejscu czekało nas kolejne zaskoczenie.
- Mama? - Zmarszczyłam czoło na widok jej, pijącej herbatę przy oknie. - Co ty tu jeszcze robisz? - zapytałam zdziwiona.
- Pilnowałam dobytku?
- Jak pilnowałaś?
- No, policja była tu chyba do wieczora, zabierali postrzelonych ochroniarzy, składałam zeznania. Nikogo prócz mnie nie było w domu, więc zostałam. Wiecie, obcy ludzie, nie wiadomo co może...
- Okej, rozumiem już, ale jest już jakoś 13, co...
- Musimy poważnie porozmawiać - przerwała mi. Wszystko mi się nagle przypomniało. No tak, wczorajsza "wiadomość".
- To wiem - powiedziałam cicho.
- To ja pójdę chyba jednak na górę - odezwał się Jacob.
- Nie, zostań. - Zatrzymała go Nicol. - Tu też chodzi o ciebie. O was dwoje. To bardzo ważne. Proszę, wysłuchajcie mnie uważnie.
- A powiesz całą prawdę? - zapytałam, a mój głos lekko zapiszczał.
- Obiecuję. Tylko mnie wysłuchajcie. Usiądźcie. - Wskazała na stołki barowe przy wyspie kuchennej. Była lekko... zestresowana? To niemożliwe. Ona?
- W takim razie dobrze - powiedziałam cicho i usiadłam na jednym z siedzeń.
- Em, prawdę mówiąc... nie wiem czego właściwie mam oczekiwać. - Jacob niespokojnie usadowił się obok mnie. Wierz mi, ja też nie.
- A ja nie wiem od czego zacząć. - Spięła się kobieta. Nie poznaję jej. Coś jest nie tak.
- Od początku? - zapytałam unosząc prawą brew.
- No tak... od początku... Łatwe to nie będzie.
- A było łatwe przez 16 lat? - spytałam ponownie. Chyba będę cały czas pytać tak jak leci. Wynika to z nie do wiary. Oczywiście. Natomiast chyba Jacob woli nic nie mówić. Nie dziwię się mu. Właściwie to ja sama nie wiem, dlaczego ja coś wciąż mówię i w ogóle jakim cudem mi się to udaje. No, ale cóż. Chyba raczej wolę tłumić w sobie teraz te wszystkie uczucia, odnoszące się do tego jak bardzo zawiodłam się na własnej mamie. Ból, a raczej mocny ucisk w sercu.


- Nie... nie wiem. - Zwiesiła głowę.
- Czyli jednak jesteśmy rodzeństwem? - odezwał się Jacob. Spojrzałam na niego. Zaskoczę cię bracie, ale chyba tak...
- Tak, jesteście. Przepraszam, że tak długo to ukrywałam, nie powinnam.
- Rozumiesz, że powtarza się trochę historia Summer i Nialla, tak?
- Nie, źle myślisz. Nie powtarza się. Nie wiedzieliście o tym, że macie rodzeństwo. Jacob nie wiedział, że ma rodziców, wychowywał się w całe życie w domu dziecka. W sytuacji Nialla i Summer, oboje siebie szukali, ale tak dokładnie nie wiedzieli kogo dokładnie.
- Przejdź do naszej sprawy. Znam doskonale historię mojego chłopaka i jego siostry.
- Dobrze. - Westchnęła przygaszona. - Jak wiesz, rozwiedliśmy się z twoim tatą, gdy miałaś 4 latka. Po prostu nam nie wyszło. Miałam 25 lat, bywało różnie. 3 lata później nieoczekiwanie znów się spotkaliśmy. Na imprezie firmowej. Było wino, szampan, tony innych alkoholi, mniejsza z tym. Zaczęliśmy rozmawiać, wspominać trochę, mimo że już nie byliśmy razem. Dowiedziałam  się, że ma nową żonę, układa im się nawet dobrze. Nie poruszały mną to jakoś bardzo, ale wtedy, na tym przyjęciu doszło do czegoś. Nie muszę mówić do czego, oboje jesteście już wystarczająco dorośli, by to zrozumieć. To był jednorazowy wyskok, już nigdy wcześniej nic podobnego się nie zdarzyło. Niedługo potem dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Z Jacobem. Stanowiło to dla mnie dużo wyrzeczeń. Chciałam cię zatrzymać, kochanie, naprawdę, ale... dostałam informację, że rodzice Summer i Nialla nie żyją, zmarli w wypadku. Byli moimi bliskimi przyjaciółmi. Ich mama zawsze mówiła, że jeśli coś by się im stało, mam zabrać do siebie jej córkę. Uważała, że już od małego dziecka ma ogromny potencjał, nie chciała by się zmarnowała. Natomiast Niall, jako ten starszy, rozumiał już o wiele więcej. To jego uczyli gry na instrumentach czy udzielali lekcji śpiewu. Wiedzieli, że nie będzie musiał dużo pracować na swój sukces, wiedzieli, że sobie poradzi w życiu. Adoptowałam więc Summer, to był priorytet. Próbowałam również Nialla, ale dom dziecka szybko odkrył ich talenty, to kim byli, nie wyrażali zgody na to, by zostali adoptowani razem. Uważali, że rozdzielenie ich, lepiej wpłynie na ich kariery. Co jak widać, tak się stało. Summer trafiła do mnie, Niall pozostał na Wyspach Brytyjskich. Od początku wiedziałam, że sama nie poradzę sobie z trójką dzieci. Nie mogłam oddać ciebie Vanessa, byłaś do mnie zbyt bardzo przywiązana, była dość duża, ale byłaś wciąż dzieckiem. Nie wiedziałaś, że noszę pod sercem twojego brata. Wierzyłaś, że po prostu przytyłam, dużo. Pamiętasz ten okres, gdy nie było mnie jakiś tydzień w domu i zostałyście same z opiekunką? - zapytała w połowie swojego monologu.
- Pamiętam, mówiłaś, że musisz pracować - odpowiedziałam.
- Wtedy urodził się Jacob. Skarbie, przepraszam, naprawdę. Musiałam oddać cię do domu dziecka, nie poradziłabym sobie sama. Ale zadbałam o to, by się tobą dobrze zajęli. Przychodziłam często. Pamiętasz kogoś takiego?
- Była taka kobieta, przychodziła kilka, może kilkanaście razy w miesiącu, nie wiem, ale... ale nie wyglądała jak ty.
- Przychodziłam przebrana. Inaczej w końcu byś mnie kiedyś rozpoznał, nawet na ulicy.
- Dlaczego zabrałaś mnie z powrotem? - zapytał chłopak. Przysunęłam się bliżej i ujęłam jego dłoń w swoją. Mój brat...
- Dowiedziałam się, że Vanessa ma nowotwór. Chciałam, żebyście się zdążyli poznać. Winiłam siebie za to, że nie zrobiłam tego wcześniej. To dlatego przydzieliłam ci nad nim specjalną opiekę. Chciałam, żebyście się zbliżyli do siebie.
- To ma sens, duży sens, ale nie zmieni tego, co w tej chwili czujemy - odpowiedziałam, a Jacob przyznał mi rację, kręcąc głową.
- Rozumiem.
- Tata o tym wie? - spytałam unosząc głowę.
- Wie, ale nigdy nie chciał cię poznawać synku, nie wiem dlaczego. Nie chciał już ingerować w nasze życie, nie chciał mnie znać, nie chciał, by jego żona się dowiedziała. Kontaktował się tylko kilka razy  z tobą, Vanessa, i chyba wciąż to robi, o ile się nie mylę. Zgodził się jedynie, by Jacob przejął jego nazwisko, ty natomiast, Vanessa, nosisz moje panieńskie. To chyba na tyle. Chcecie coś jeszcze wiedzieć? Odpowiem na wszystkie wasze pytania.
- Nie. Muszę to sobie dokładnie poukładać w głowie i przemyśleć. Za dużo emocji, wrażeń i nowych wiadomości. - Jacob już chciał wstać, ale pociągnęłam go z powrotem na siedzenie.
- Tak. Lucas mówił, że zapłacił za twój dom. Czy to prawda?
- Tak... - Zwiesiła ponownie głowę. Proszę państwa! Czego ja się dowiaduję? 



- Chodzi o ten dom w Londynie? - zadałam kolejne pytanie.
- Tak, o ten sam.
- Brałaś pieniądze od Summer. Ba! Ty ją okradłaś gwoli ścisłości. Więc o co chodzi? Co się z nimi stało?
- Ostatnio znów... gram w pokera i... i nadużywam alkoholu.
- Wiedziałam! - prychnęłam. - Moja matka. Czego innego można było się spodziewać?
- Słonko...
- Żadne słonko, dobra? Jeszcze jedna rzecz. Dlaczego tak źle traktowałaś Summer? Dostrzegłam to dopiero, gdy poznała Louisa.
- Ja... no więc.. Vanesso, ja nie chciałam, tylko...
- Dobra, wiesz co? Już się nie tłumacz. Tobie potrzebny jest jedynie odwyk. Takie życie jak ty... Szczerze współczuję. Sobie również... - wyszeptałam dwa ostatnie słowa.
- Czy jest jakaś szansa, żebyście mi wybaczyli? - zapytała. Popatrzyłam na Jacoba. Patrzył tępo w podłogę, w jego oczach zbierały się łzy. Rozsądne było odpowiedzieć za nas dwoje.
- A czy w ogóle da się wybaczyć taką rzecz?

*//*//*

~2 tygodnie później~
~Summer~

   Od przeszło dwóch tygodni nic się nie zmienia. Od przeszło dwóch tygodni czuwam przy Louisie. Lecz od przeszło dwóch tygodni nie ma poprawy. Wszystko skupia się  na nim. Oprócz mnie, są tu również chłopaki i Vanessa. Z przyczyn zawodowych rodzina Louisa musiała niedawno wrócić do Doncaster, ale wszyscy pozostajemy w ciągłym kontakcie. O ile tylko to ja chcę rozmawiać. Najczęściej Niall mnie wyręcza i przekazuje im nowe informacje.
   Fani, zgodnie z naszą prośbą, wrócili do domów, co nie oznacza tego, że nie można zobaczyć przed budynkiem szpitala pojedynczych grupek nastolatków.
   Śnieg pada jak nigdy. Mówi się, że to pierwszy raz od kilkunastu lat, gdy Londyn pokrywa się ogromną warstwą białego puchu. A za miesiąc już święta. Strasznie szybko.
   Chłopaki zaprzestali wszystkich działań związanych z zespołem. Drobne wyjście czy wywiad, to nie czas na to. Poza tym... bez Louisa to nie jest to samo.
   Jacob i Vanessa zaczęli żyć jak prawdziwe rodzeństwo, ale wybaczenie Nicol to bardzo długotrwały proces.
   A ja? Moje życie kręci się wokół tego szpitala. Siedzę tutaj nawet po nocach. Zwykle, rano jadę do domu się przespać i zjeść jak najwięcej. Co nie zmienia tego, że będąc tutaj, schodzę na kolejne posiłki do baru. Nie zaprzestałam jeść tylko ze względu na dzieci. Nie chcę, by to wszystko odbiło się na nich. Nawet tutaj próbuję o siebie dbać. Nie zapomniałam o tym, że ciąża jest zagrożona. O tym nie da się zapomnieć.
  Chłopaki musieli pojechać na jakiś czas do wytwórni załatwić kilka ważnych rzeczy, a Vanessa i Jacob mają spotkanie z ojcem, co jest trudne do uwierzenia. On widzi go pierwszy raz, a ona pierwszy raz od kilku miesięcy. Dał przekonać się tylko na jedno spotkanie, ale i tak jest ono dla nich niezwykle ważne.
   A zostawili mnie tu samą tylko dlatego, że są tu pielęgniarki, które zapewniają mi ochronę. W innej sytuacji, na pewno nie pozwoliliby na to. Chłopaków nie ma od może godziny, więc chyba niedługo powinni wrócić. A tak przynajmniej mi się wydaje.
Tak naprawdę, Louis nigdy nie zostaje sam, zawsze ktoś przy nim jest. Czy to dzień, czy to noc. Lekarze mówią, że jest naprawdę źle, mimo że wcześniej mówili, że wszystko będzie w porządku. Teraz... wszystko kompletnie się zmieniło o 180 stopni, a może nawet 360. Podłączony do respiratora nie daje żadnego znaku życia. Boże, dlaczego akurat mi przydarzyło się tyle złego? Tyle tragedii w moim życiu, nie sposób ich wszystkich wymienić.
   Do 6 roku życia żyłam normalnie, tak jak inne dzieciaki, mimo że miałam znanych rodziców. Wszystkie koszmary rozpoczęły się wraz z ich śmiercią. Gdyby jakiś idiota nie spowodował wypadku nadal by żyli, wszystko byłoby jak kiedyś i nic tak bardzo by się nie poplątało jak teraz. Ale oczywiście "musiało" się od czegoś zacząć.
Niedługo potem nastało bolesne rozstanie z Niallem i adoptowanie przez najgorszą manipulantkę jakoś znam. Mieszkanie z nią doprowadziło do kar jakie mi wymierzała oraz do jej pijackich imprez z obcymi facetami, a te z kolei do gwałtu... Między innymi przez to resztę dzieciństwa wspominam boleśnie i z trudnością.
Potem rozpoczęła się moja kariera i dzięki temu poznałam Lucasa. Szybko jednak się okazało, że był ze mną dla zabawy, w szczególności dla sławy. Może rzeczywiście mnie kochał tak jak mówił, ale w tym momencie ja tego nie widzę. Po długim czasie naszego związku, znów zostałam na 2 lata sama. Jednak opłacało się. Poznałam Louisa. Moją prawdziwą miłość na resztę życia. Z jednej nocy, z naszej miłości poczęło się nasze dziecko, o którym nie wiedziałam. Z przypadku. Straciłam je przez Lucasa, który z niesamowitą siła popchnął mnie na beton, co doprowadziło do poronienia. Jakiś czas później wraz z Louisem i Lottie mieliśmy wypadek samochodowy i wszyscy nasi ochroniarze zginęli. Również Niall przeżył wypadek, a jego stan był wtedy okropny, serce mu się zatrzymało i myśleliśmy, że to już koniec. Wtedy też odkryto, że mogę mieć anemię, która jednak mam.
   Po oświadczynach Louisa i naszej trasie, rozpoczęły się moje problemy ze słuchem i wtedy też przerwałam karierę. Potem... własna matka, no prawie, okradła mnie, bo znów wróciła do picia. Wszystkie groźby, wszystkie sms-y, zagrożona ciąża i kradzież moich leków. Potem oczywiście nie było lepiej. Każdy sms prowadził do strachu, a każda groźba kończyła się krzywdą.
Jest jeszcze rak Vanessy, a teraz postrzelenie Louisa, jego walka o życie. Ich walka o życie. I jest moja genetyczna wada wrodzona, identyczna jak u Nialla i taty. W tym momencie muszę nosić okulary lub soczewki. Oczywiście wybrałam to drugie. Sens jest prosty, decydowała o tym tylko i wyłącznie wygoda.
   Wszystkie te rzeczy naprawdę zdarzyły się w moim życiu. Można rzec: tragedie. Kiedy? Jak? Nie mam pojęcia. Na przestrzeni moich ukończonych 23 lat. Dlaczego ja? Również nie wiem. Bóg za bardzo mnie kara. Problem w tym, że nie wiem za co. To pozostawia naprawdę wiele do wyjaśnienia. W tym momencie, jeden sen, który miałam 2 razy, uświadamia mi, że były to sny prorocze. Sen, w którym idę do ołtarza, pojawia się mama i ktoś celuje w nią kulą, zabijając, a potem to ja mam krew na sukni. To było proroctwo. Wszystko się zgadza. To Louis  został postrzelony, a miałam to być ja. Ja miałam umrzeć, wtedy do ślubu by nie doszło.
   Boże, przestań myśleć o tym, kobieto, choć na chwilę! To jedynie cię niszczy.
Ale ten napis na lustrze, wtedy, dzień przed napadem. "Tak jak w Romeo i Julia. Najpierw ginie on, potem ona". Tak  bardzo to daje do myślenia. Jeśli to się spełni... Przestań, Summer, przestań.
   Złapałam dłoń chłopaka w swoją i przytuliłam ją do policzka. Zamknęłam oczy, a w głowie zaczęło pojawiać mi się  pewne wspomnienie. Wspomnienie z tamtego dnia, gdy po raz ostatni usłyszałam od niego, że mnie kocha.
~*
"I jesteś jeszcze ty. Narzeczona, jakiej pragnąłem od zawsze. Piękna, kochana, inteligentna... Doskonale mnie rozumiesz i wspierasz, gdy tego potrzebuję. Znasz mnie jak nikt inny i zawsze stawiasz na swoim. Często się o mnie martwisz, czasem zbyt bardzo i to doprowadza mnie do szału. Ale wiem, że robisz to, bo mnie kochasz. Tego chciałem i chcę, aby było już tak zawsze. Jesteś idealna pod każdym względem i nie chcę, by było inaczej niż jest teraz. Kocham cię, Summer."
~*
To był ostatni raz, gdy powiedział mi: "kocham cię", a ja odpowiedziałam mu tym samym. Tak bardzo chciałabym usłyszeć te słowa od niego jeszcze raz i jeszcze raz i jeszcze raz. Teraz... tylko ja mogę mu to powiedzieć. Wiem, że mnie słyszy, musi do niego docierać mój głos. Po prostu... musi.
- Pani Smith? - Doszedł mnie głos z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam lekarza Louisa. Byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak wchodzi? Na to wygląda. - Możemy porozmawiać? - zapytał.
- Tak, oczywiście - odpowiedziałam i wstałam, a lekarz wyszedł na korytarz. Co się dzieje? Zwykle rozmawialiśmy tutaj. Dlaczego teraz musimy robić to na korytarzu? Pochyliłam się nad Louisem i pocałowałam go w czoło. - Za chwilkę wrócę - szepnęłam.
  Wyszłam z sali zamykając za sobą drzwi i stanęłam przed mężczyzną, który widząc mnie, podniósł swój wzrok znad notatek.
- O czym chciał pan porozmawiać? - zapytałam z lekkim przestrachem.
- O pani narzeczonym, naturalnie - odpowiedział. Raczej o mnie nie będziemy mówić. Pytałam o czym konkretnie, a nie o kim.
- Co się z nim dzieje?
- Nie ukrywamy, że jego stan nie jest lekki. Po postrzale i kilku uszkodzonych narządach, operacja jaką przeszedł nie była niebezpieczna. Pani partner powinien się obudzić w kilka godzin po niej. Jak wiemy, tak się nie stało. Jest w śpiączce od 2 tygodni, nie oddycha samodzielnie, nie reaguje na bodźce, ani też na światło czy dźwięk. Wrobiliśmy tomografię głowy. Podejrzewamy uszkodzenie mózgu, bądź jego całkowite obumarcie.



- Co chce doktor przez to powiedzieć? - załkałam.
- Przygotowywaliśmy panią na najgorsze, a przynajmniej próbowaliśmy i właśnie to najgorsze... mogło nadejść...
- Niee - szepnęłam. W oczach cały czas gromadziły się łzy. Obok mnie przeszedł drugi lekarz wraz z pielęgniarką i oboje weszli do sali Louisa. To nie jest możliwe.
- Pani narzeczony... zostanie odłączony od respiratora.
- Jeśli go odłączycie od respiratora... on... przecież on umrze... - zaszlochałam. - Nie możecie tego zrobić! - krzyknęłam.
- Co tu się dzieje? - Usłyszałam Nialla, który znikąd pojawił się zaraz obok mnie.
- Chcą go odpiąć...
- Przykro mi... Już...
- Nie!! - krzyknęłam i zostawiłam  ich na korytarzu wbiegając do sali. Pielęgniarka robiła coś przy Louisie, a ja nie mogłam do tego dopuścić. - Nie! - krzyknęłam zrozpaczona. Ktoś mnie złapał w talli, ale ja się szybko wyrwałam i podbiegłam do szatyna popychając przypadkowo kobietę. Usiadłam i złapałam go za rękę. Cała byłam we łzach. Oni nie mogą go uśmiercić, nie mogą. Nie mogą!
Co ze mną? Co z dziećmi? Co z tym, że go tak bardzo kocham?
   I wtedy zdarzyło się coś najmniej oczekiwanego. Poczułam lekki ścisk dłoni. Lecz nie mojej. Przestałam płakać i patrzyłam na szatyna. To cud.
- Ścisnął moją dłoń - powiedziałam cicho w całkowitym osłupieniu.
- Co? To jest niemożliwe. Może to tylko impuls spowodowany odłączeniem kilku elektrod. Jest pani pewna?
- Jestem pewna w 100%. Wiem co poczułam.
- Już to sprawdzamy, spokojnie - odezwał się drugi lekarz.
   Panie Boże, proszę. Zrób dla mnie jedną rzecz, nie zabieraj go ode mnie. Nie przeżyję tego.
- Czy to jest możliwe, że wyczuł co się dzieje? - zapytałam oczekując szybkiej odpowiedzi.
- Oczywiście, ale byliśmy przekonani, że mózg został uszkodzony i zanikła większa część czynności życiowych. Proszę panią, podłączyliśmy pacjenta z powrotem. Czy może pani znów złapać go za dłoń? - zapytał, a mi nie trzeba był dwa razy powtarzać. Ledwo co złapałam go za nią, a już poczułam kolejne ściśnięcie.
- Widział to pan? Znów to zrobił. - Delikatnie się uśmiechnęłam przez łzy. Boże.
- Cóż, trudno mi w to uwierzyć, ale to jest najszczersza prawda. Udało się pani. Pacjent zaczyna się wybudzać - usłyszałam i rozpłakałam się na dobre. Niall usiadł obok i mocno przytulił, sam się rozpłakując. Tak bardzo się bałam. Mój Boże, dziękuję ci, że go uratowałeś.

1 komentarz:

  1. Ufff.... Kobieto, ja przez Ciebie kiedyś zawału dostane
    Rozdział super, zresztą jak zawsze ;)
    Pozderki, czekam na next! <3 ;*

    OdpowiedzUsuń