sobota, 22 lipca 2017

ROZDZIAŁ 12

"Odległość nas nie zniszczy. Nasze serca będą rosły. Brak siebie nawzajem nigdy nie czyni naszej miłości chłodnej."


~Summer~

Siedzę w kuchni, próbując przełknąć jakieś jedzenie. Niestety przebywam w towarzystwie Izabelli. Nadal nie rozumiem po co ona przy mnie siedzi i patrzy jak jem śniadanie. Ona i tak nic nie robi. Wolę, żeby to Matt siedział tu zamiast niej. A Louisa... nie ma już 2 tygodnie. Jakoś sobie radzę. Jakoś... Jeżeli powiem, że nie to też to będzie po części prawda. Tęsknię, to słowo, które zbyt mało wyraża. Chciałabym, aby był tutaj, ze mną, z nami, abym mogła czuć się bezpieczna, bo teraz nie jestem w 100%. Sytuacja z nocy, kiedy się do nas wkradli, powtórzyła się jeszcze 2 razy i za każdym razem dostawałam smsy. Dodatkowo okazuje się, że zamontowali nam w garderobie kamerę, aby nas obserwować. Nie powinno  jej tam być. W ogóle nie powinno być żadnych kamer w środku budynku. Jak na razie ochrona cały czas wszystko przeszukuje. Louis nadal o niczym nie wie i sama już nie wiem czy tak powinno dalej pozostać czy nie. Wiem, że gdy mu o tym powiem, będzie się martwił. On zrobi dosłownie wszystko, żebym z dziećmi była bezpieczna. I podejrzewam, że gdyby trzeba było, postawił by na nogi odpowiednie służby. Posunąłby się do czegoś takiego dla naszego dobra.
   Usłyszałam dzwonek i odłożyłam widelec, widząc w oknie kuriera. Już miałam wstać, ale ta wredna małpa Izabella mnie zatrzymała. Oczywiście.
- Otworzę, zostań - odezwała się.
- O nie. Z tego co widzę, przyjechał kurier i mogę się założyć, że to co przywiózł z pewnością dla ciebie nie jest. Jeżeli to do mnie, to tylko ja mogę podpisać dokument, ewentualnie Louis lub Niall, ale ich tu nie ma. Dlatego mnie puść, albo pożegnasz się ze swoją pracą, chociaż już dawno powinno do tego dojść, tym bardziej, że nic nie robisz - fuknęłam i odeszłam do drzwi, zostawiając to oszołomione babsko w kuchni.  Otworzyłam drzwi i widząc w nich zaprzyjaźnionego kuriera, uśmiechnęłam się.
- Paczka dla Summer Smith - powiedział spoglądając na kartki, a potem na mnie.
- To ja. Gdzie podpisać? - spytałam, a mężczyzna wskazał mi odpowiednie miejsce na kartce i podał długopis. Szybko maznęłam podpis, a potem popatrzyłam na duże pudełko, które miałam zamiar już wziąć do rąk, ale wyprzedził mnie kurier.
- Zaniosę to pani. To dość duże, a pani jest w ciąży.
- Dziękuje - uśmiechnęłam się szerzej. - Proszę za mną - wskazałam na salon, a następnie go do niego poprowadziłam. - Może pan to postawić na stoliku?
- Oczywiście - odpowiedział, a już po chwili pakunek stał na odpowiednim miejscu. - Życzę miłego dnia i do widzenia - powiedział odchodząc.
- Ja również i jeszcze raz dziękuję - zamknęłam za nim drzwi i wróciłam do salonu. Podeszłam do stolika, na którym stała paczka i spojrzałam na nadawcę, ale zbyt wiele się z tego nie dowiedziałam, tylko tyle, że to przyszło z Chicago. Rozerwałam taśmę i otworzyłam tekturowe pudło, a moim oczom ukazał się duży, pluszowy miś. Wzięłam go do rąk i się uśmiechnęłam. Piękny miś z czerwoną kokardką. Zaśmiałam się cicho i odłożyłam go na kanapę. W pudełku znalazłam jeszcze różowawą  bluzkę z dużym napisem: "MAMA NA MEDAL, NASZA I TYLKO NASZA."
Takie coś mógł wysłać jedynie Louis. Cieszę się, że przyszła do mnie ta paczka. Szczególnie, jeżeli jest ona od mojego narzeczonego. Chyba w tym momencie to najbardziej się teraz dla mnie liczy. Pamięta o mnie, o nas i właśnie to tak bardzo mnie uszczęśliwia. Złożyłam bluzkę z powrotem, gdy w tej samej chwili usłyszałam dźwięk rozbijającego szkła. Nie, proszę nie.
Poszłam w kierunku, z którego dochodził mnie dźwięk i zobaczyłam kawałki szkła na podłodze, a obok nich moje zdjęcie wraz z Louisem, to na którym jest do mnie przytulony, a jego dłonie ułożone są na moim brzuchu. Zabolało? I to bardzo. Lekkie... a raczej mocne, ukłucie w sercu.
- P-przepraszam, posprzątam to - usłyszałam obok głos Izabelli i tylko przeniosłam tępy wzrok na nią. Może to tylko ramka, ale zabolało. To tak jakbym straciła najlepsze wspomnienie z życia...

*//*//*

Ślęczę przed kominkiem już dobre 2 godziny, aż nadszedł wieczór. Z nudów zadzwoniłam do mamy Louisa. Lubię to, że traktuje mnie jak swoją córkę, mimo że nią nie jestem. Sama pokochałam ją tak jak mamę. I mimo, że wiem, że rodzice Louisa nigdy nie zastąpią mi moich, wiem, że będą uczestniczyć w naszym życiu i kiedy będzie trzeba, przyjadą i nam pomogą.
W końcu spytałam o dzieciństwo Louisa, o to że nie myślał, że kiedyś założy rodzinę. Nie wiedziałam dlaczego tak myślał, aż do teraz. Dowiedziałam się, że gdy był młodszy miał wiele kompleksów, głównie tych dotyczących swojego wyglądu. Nie był zbyt wysoki, ale był bardzo chudy, zresztą podobnie jak teraz. Jego rodzina miała problemy finansowe, z czego wynikało to, że czasem chodził w zniszczonych ubraniach, nawet do szkoły. Potem stwierdził, że i tak żadna dziewczyna go nie zechce, więc dołączył do drużyny piłkarskiej, gdzie treningi odbywały się tak często, że nie miał prawie życia towarzyskiego. W końcu postanowił zając się muzyką i zgłosił się do X Factora, lecz i wtedy dużo osób zaczęło się z niego śmiać, wytykać palcami, twierdząc, że nic tym nie osiągnie. Jedynym wsparcie była dla niego rodzina oraz najlepsi przyjaciele, których ma do dziś. Jednak wszystko potoczyło się kompletnie inaczej niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Podpisał ważny kontrakt na płytę, razem z chłopkami stworzyli zespół i dopiero to sprawiło, że zmienił swoje nastawienie do tej sprawy. Znalazł pierwszą dziewczynę, a jego poglądy zmieniły się kompletnie.
I właśnie po wysłuchaniu tych kilku historii od mamy Louisa, zdałam sobie sprawę, dlaczego on prawie zawsze obchodzi się ze mną jak z piórkiem, jak z czymś co można bardzo łatwo stracić. On po prostu nie chce wrócić do tych czasów, gdy był całkowicie sam; nie chce mnie stracić. A ja... myślę, że bez względu na to co może się stać, powinnam przy nim być, bo zdałam sobie sprawę, że tylko ta osoba sprawi, że będę szczęśliwa. Nigdy nie zamierzam o tym zapomnieć. Chcę go poślubić, mieć z nim dzieci i mieć szczęśliwe, udane życie, aż do końca. I wiem, że nawet jeśli na naszej drodze staną przeszkody, bądź kłótnie, on chce tego samego.
   Delikatnie się uśmiechnęłam i przetarłam dłońmi twarz, już nieco nagrzaną od palącego się ognia. Nie wiem po co go zapaliłam, jest przecież lato. Może dla uroku wieczoru, a może po to, aby poczuć się wtedy, gdy byłam mała i siedziałam z Niallem i rodzicami przed takim właśnie kominkiem, a może... chciałam poczuć się tak jakby Louis był tu, obok mnie.
Wzięłam do ręki kubek z czekoladą, upiłam łyk i wstałam z miejsca, jeszcze raz patrząc na płomyki. Jak za dawnych czasów - pomyślałam. Przeszłam kilka kroków, a potem usiadłam na naszej miękkiej kanapie, podciągając nogi pod samą brodę. Wyciągnęłam rękę po pilot, po czym włączyłam telewizor, przełączając na amerykańskie kanały, aż przypadkowo włączyłam stację BBC, gdzie był transmitowany jakiś program na żywo. Zostawiłam na tym kanale, licząc na coś ciekawego. I tak się stało, bo wraz z tym, gdy prowadzący zapowiadał zespół z Wysp Brytyjskich, do studiach weszło całe One Direction, z moim bratem i narzeczonym na czele. Uśmiechnęłam się szeroko na ich widok. Tak długo ich nie widziałam, tak długo nie widziałam tak ważnych osób w moim życiu. Podgłosiłam uważniej słuchając.
- Drodzy państwo, jest tu z nami najbardziej rozpoznawalny zespół młodego pokolenia. Fani z całego świata zrobiliby wszystko, aby tylko zobaczyć ich na żywo. Chłopaki, jak się czujecie w trasie, w której właśnie jesteście? - spytał jeden z dziennikarzy.
- Jest świetnie. Mamy zaplanowanych jakieś 40 koncertów, już ponad połowę zagraliśmy. Ale wiesz, każdy z nas tak samo tęskni za bliskimi - zaczął Harry. -  Mimo, że to tym razem tylko miesiąc, nie tak jak przez kilka innych tras 10 miesięcy, rok, nadal tęsknimy. Mamy ogrom pracy. Codziennie koncert, czasem dwa, wywiady. Ostatnio mieliśmy sesję.
- Właśnie i jeszcze nagrania na nową płytę - dodał Liam. - Naprawdę mamy mało czasu na odpoczynek.
- Tak jak Liam mówi - usłyszałam głos Louisa. - W tamtym tygodniu spaliśmy 3-4 godziny dziennie. Chyba tyle, prawda chłopaki?
- Mówcie za siebie. Nagrywałem w nocy solówki, spałem o wiele mniej niż wy - odezwał się Niall.
- Tak, więc sam widzisz. Łatwo nie jest - dopowiedział Liam. - Ale chyba żaden z nas nie zamieniłby tego co mamy na nic innego. To nasze marzenia.
- Tak, rozumiem. Trzymamy kciuki, na pewno ze wszystkim sobie poradzicie - powiedział dziennikarz. - Przejdźmy do kolejnego pytania. Louis, słyszeliśmy, że macie z Summer kryzys. Czy to prawda? - spytał, a ja myślałam, że kogoś w tym domu zaraz rozszarpię.
- Jaki kryzys? Nie ma żadnego kryzysu - mówił Louis, a ja mogłam zobaczyć, że zaczyna się już denerwować. I tak jest. Za dobrze go znam, by tego nie zauważyć. 
- A to, że nie pokazujecie się już razem?
- Nie będę rozmawiał o życiu prywatnym.
- A ty Niall? Czy twoja siostra jest szczęśliwa z Louisem? -zwrócił się do blondyna. Oni cholernie pragną o wszystkim wiedzieć.
- Przepraszam, ale czy to jest jakieś przesłuchanie? Jeżeli tak ma wyglądać dalsza część wywiadu to my możemy już wyjść. Nie widzę powodu, aby o tym rozmawiać i nie mam zamiaru wypowiadać się na temat rodziny - odpowiedział z irytacją Niall.
- Ale fani z pewnością chcieliby wiedzieć co słychać u ich idoli. Więc jak tam ciąża u Summer?
- Koniec wywiadu! - krzyknął Louis i zerwał się z kanapy, wychodząc z planu, a za nim poszła reszta zespołu.
-  A-ale... Proszę państwa... chyba musimy przerwać program, powrócimy za chwilę - odezwał się prowadzący, a ja wraz z jego słowami wyłączyłam telewizor. Czy oni muszą wszystko wiedzieć do cholery?! To nasze życie, a nie ich. Mamy prawo do prywatności. Dobrze, że jeszcze nie stoją nam przed domem. Chociaż może być różnie. Patrzyłam tępo w dywan, cały czas rozmyślając, aż mój telefon się zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz. Louis. Smutno się uśmiechnęłam i odebrałam.
- Czekałam, aż zadzwonisz - powiedziałam cicho.
- Hej skarbie - usłyszałam jego smutny głos.
- Hej - przytuliłam się do leżącej obok poduszki. - Widziałam wywiad...
- Nie tak miał wyglądać - westchnął. - Nie jesteś zła, że nie chciałem odpowiadać na pytania o nas?
- Nie jestem, ani trochę. Nie mieli prawa o to pytać. Zrobiłeś to co należy i cieszę się, że na nie nie odpowiedziałeś.
- Nie lubię rozmawiać o życiu prywatnym, przecież wiesz...
- Wiem, bo ja też nie. Nikt z nas nie lubi - odpowiedziałam cicho. - Dostałam paczkę - dodałam po chwili, lekko się uśmiechając.
- Czyli jednak doszła?
- Doszła. Dziękuję. I za misia i za bluzkę. Sam kupowałeś?
- Oczywiście, że sam - zaśmiał się. - Zobaczyłem tą bluzkę i musiałem ją dla ciebie kupić. A jak wrócę to dostaniesz ode mnie jeszcze słodycze, chcesz?
- Pewnie, że chcę... Louis?
- Tak?
- Tęsknię za tobą.
- Ja bardziej. Bez ciebie to nie to samo. Jak sobie radzisz?
- Kiepsko, ale jakoś radzę. Czasem z Mattem gramy w gry. Dziś rozmawiałam z twoją mamą... Vanessa często dzwoni. Ale wiesz co jest najgorsze? - spytałam już mając łzy w oczach.
- Co takiego?
- Że nie mogę cię nawet zobaczyć - rozpłakałam się.
- Nie płacz, proszę. Summer...
- Jak mam nie płakać? Naprawdę tęsknię...
- Błagam... - usłyszałam jego głos, który zaczął się trząść.
- Obiecujesz, że wrócisz za 2 tygodnie?
- Obiecuję. Niczego więcej nie pragnę. Tylko proszę, nie płacz już.
- Nie będę... jak mi coś zaśpiewasz...
- Zaśpiewam.


1 komentarz: