sobota, 3 lutego 2018

ROZDZIAŁ 29

"Serce bije szybko kolorami i obietnicami. (...) Ale kiedy widzę, że stoisz sam, wszystkie moje wątpliwości nagle odchodzą gdzieś w dal. Czas stanął w miejscu, piękno we wszystkim czym ona jest. Będę odważna, nie pozwolę, by odebrano mi tego, który stoi już przede mną. Każdy oddech, każda godzina prowadzi do tego. O jeden krok bliżej... (...) Kochałem cię przez tysiąc lat, będę kochać przez następny tysiąc."                     -Christina Perri & David Hodgnes





~Summer~


    Błękitna noc o zmroku, a pośród przerażającego lasu stoję samotnie ja. Nie, nie jestem sama. Jest jeszcze on, myliłam się. 
- Niall! - krzyczę. Oby usłyszał. Blondyn odwraca się w moim kierunku i widząc mnie, biegnie zaniepokojony ku mnie. - Niall! - powtarzam, również biegnąc.
- Summer! Co ty tu robisz? - Zjawił się obok mnie.
- N-nie wiem - zająkałam się. - A co robisz tu ty? - zapytałam, lecz on nie odpowiedział. - To las, prawa? - Rozejrzałam się wokoło.
- Chyba się zgubiliśmy - w końcu się odezwał. Przybliżyłam się do niego, słysząc w oddali wycie wilków. One zaraz nas zaatakują, na pewno.
- Zobacz, tam widać światła. - Wskazałam na delikatną żółć migającą pomiędzy gałęziami drzew. - Tam jest jakiś budynek! - krzyknęłam podekscytowana.
- Chodźmy, może dowiemy się, gdzie jesteśmy. - Blondyn złapał mnie za dłoń. Prowadził przez zarośla, krzaki, drzewa, a czasem nawet przez głazy. Wyszliśmy na ścieżkę, która prowadziła do domu jednorodzinnego. Był bardzo znajomy, ale... co to za dom? Nie mogę go sobie przypomnieć...
- Te białe ściany... dwa piętra...
- Co? - Zmarszczyłam czoło.
- Ten ogród... Nie poznajesz? - zapytał Niall z fascynacją. Ale ja tak naprawdę nie mogłam nic sobie przypomnieć. Dlaczego? - To nasz dom.
- Co? - Zakrztusiłam się powietrzem. - To... Jesteśmy w Irlandii? W Mullingar?
- Na to wygląda. - Pokiwał głową.
- Ale my nigdy nie mieszkaliśmy obok lasu...
- Ale to nasz dom. - Znów złapał mnie za ręce. - Nie poznajesz tego wszystkiego? Nic ci się nie przypomina? Nie pojawiają się żadne wspomnienia? To nasz dom. 
- Czy to by oznaczało... - Odwróciłam głowę w kierunku budynku. Dostrzegłam dwie, obejmujące się postacie, które do nas machały. - Rodzice! - krzyknęłam, wyrwałam się Niallowi i tyle mnie było. Biegłam najszybciej jak mogłam, nie odwracałam się za siebie, a czas niemiłosiernie mi się dłużył. W końcu znów ich spotkam. Jak to się stało?
- Summer! - Usłyszałam jej głos. Głos mojej mamy...
- Mamusiu! - Wpadłam w ramiona kobiety. Jej ciepły uścisk trzymał mnie mocno, sprawiał, że się rozpłakałam. Znów przy niej jestem. - Mamusiu...
- Summer, córeczko... Tak bardzo chciałam cie zobaczyć ponownie. - Pocałowała mnie w czubek głowy. - Jesteś już taka dorosła, taka piękna. - Starła moje łzy.
- Tak bardzo tęskniłam, tatusiu. - Przeniosłam się w ramiona mojego ojca. Nie myślałam, że kiedyś spotka mnie  coś takiego. Jestem z nimi i tylko to się liczy.
- Skarbie, moje słoneczko. - Tata głaskał mnie po włosach.
- Niall, synku. - Usłyszałam głos mamy. - Mój przystojny syn.
- Tylko twój. - Niall się rozpłakał. On prawie nigdy nie płacze. 
Puściłam ojca, tylko dlatego, że Niall również chciał się z nim przywitać. 
- Synu, zająłeś się siostrą tak jak należy. Najważniejsze, że w końcu ją znalazłeś - powiedział tata. - Jesteście niesamowici. Razem z mamą jesteśmy z was dumni, osiągnęliście więcej niż my. To wspaniałe.
- Mamo? Co my tutaj robimy? Jak to się stało? - zapytałam, przytulając się do rodzicielki.
- Ćśśś. - Położyła palec wskazujący na ustach. - Nie mamy za dużo czasu.
- Co? Dlaczego? - spytał Niall.
- Posłuchajcie, dzieci - zaczął tata. - Chcemy, żebyście wiedzieli, że cały czas jesteśmy przy was, cały czas was widzimy i bardzo kochamy.
- Byliśmy z wami od początki - dodała mama. - Byliśmy wtedy, gdy znów się spotkaliście, byliśmy wtedy, gdy powstał wasz zespół, Niall. Byliśmy, gdy poznałaś Louisa, córeczko. Gdy wielokrotnie występowaliście na różnorodnych scenach świata, gdy znów odwiedziliście ten dom. Byliśmy, kiedy oboje się zaręczyliście. Kiedy przeżywaliście gorsze dni i te lepsze. Byliśmy, kiedy dowiedzieliście się o Vanessie  i jej chorobie, Niall.
- Mamo...
- Synku, już wszystko będzie dobrze. Niczego się nie obawiaj. Niedługo coś bardzo was uszczęśliwi. Uwierz nam.
- Obyś miała rację, mamo...
- Byliśmy też, gdy urodziłaś swoje dzieci, Summer. Mamy piękne wnuki.
- Będę im o was opowiadała tak dużo jak Niall opowiadał mi.
- Byliśmy też wtedy, kiedy działa ci się krzywda z Nicol - odezwał się tata. - Żałujemy, że nic nie mogliśmy zrobić. Żałujemy, że była naszą przyjaciółką i zaufaliśmy jej. Bardzo, bardzo żałujemy.
- Co się stało już się nie odstanie, niestety - powiedziałam, pociągając nosem. 
- Ale wiecie co? Będziemy z wami wciąż - przyznała mama. Będziemy z wami w tym cudownym dniu, dzisiaj i mamy nadzieję, że wam wszystkim się poszczęści. Dziś wydarzy się kilka przyjemnych rzeczy, my już o tym wiemy.
- Niall, synu, mamy też nadzieję, że zastąpisz mnie i poprowadzisz dziś siostrę do ołtarza. 
- Oczywiście, nie musiałeś prosić. Już dawno miałem taki zamiar. - Starł pojedynczą łzę z policzka. - Zrobię dla niej wszystko. To moja siostra.
- Dziś wszystko się uda, nie martwcie się. Boże, moja córeczka wychodzi za mąż, a mój syn niedługo się żeni. Wasze szczęście to jest to na co tak kochamy patrzeć. Oby trwało jak najdłużej. - Uśmiechnęła się mama. 
- Chcieliśmy z tego miejsca was pobłogosławić. Przykro nam, że nie możemy być razem. Lecz... możemy się już więcej nie spotkać. 
- Kochanie, chyba kończy nam się czas. - Mama spojrzała na nasz dom, skąd wydostawało się bardzo intensywne, teraz już białe - światło.
- Jak to? - odezwał się Niall. - Tato, co się dzieje?
- Przykro nam, dzieci. Mieliśmy jedną szansę i już ją wykorzystaliśmy.
- Summer, mam nadzieję, że założysz mój welon. Ja będę z tobą.
- Mamo...
- Kochamy was. Bardzo was kochamy. - Przytulili nas oboje.
- Tatusiu?
- Przepraszamy, ale naprawdę nie możemy już dalej tu być. Jesteście naszymi dziećmi i kochamy was. Pamiętajcie kim jesteście! - krzyknął tato, gdy kierowali się do domu. Oni nie mogą odejść.
- Nie... wy nie możecie... A co z wami? Nie powiedzieliście... - jąkał się Niall.
- Nam tam jest dobrze - odpowiedziała mama. - Kochamy was, nasze skarby. Pamiętajcie: wciąż jesteśmy przy was. Cały czas.
Oboje doszli do domu, otworzyli drzwi, a światło ich pochłonęło. 
- Mamo! Tato! - krzyknęłam. Próbowałam biec, Niall mnie zatrzymał. - Co ty robisz?!
- Tam jest im dobrze - powiedział cicho. W jego oczach zobaczyłam morze łez. Tam jest im dobrze. Kochają nas.
- Mamo! - krzyknęłam ponownie bezsilnie, a oboje zaraz znikliśmy...

- Mamo! - krzyknęłam i zbudzona ze snu, usiadłam na łóżku. Cała zlana potem, z trzęsącymi się dłońmi i nierównym, przyspieszonym oddechem. Co tu się przed chwilą stało?
- Summer? Kotku, co się dzieje? - Usłyszałam obok i poczułam na plecach ciepłe dłonie narzeczonego. Jest tutaj, nie jestem sama...
Popatrzyłam na niego, wpadłam w jego ramiona i się rozpłakałam.
- Mama... Tato... Niall... - mówiłam nieskładnie, a ona głaskał mnie po włosach.
- Ćśśś, spokojnie. Miałaś koszmar, tak? - zapytał, a ja odsunęłam się od niego i pokręciłam przecząco głową. Założyłam włosy za uszy i pociągnęłam nosem.
- Spotkałam ich... z Niallem... w Irlandii... O mój Boże... To było... takie prawdziwe...
- Naprawdę?
- Tak. Mówili, że są z nami cały czas, że dziś podczas ślubu będą, że... że...
- Ćśśś. - Przytulił moją głowę do siebie.
- Że...
- Spokojnie. Opowiesz mi jak będziesz chciała i jak się uspokoisz, tak? - zapytał, a ja potrzęsłam głową. - Już cichutko. Jestem przy tobie.
- Byli tacy prawdziwi. Naprawdę uwierzyłam, że znów z nimi jestem.
- Są tutaj, słońce, mówiłaś.
- Już dziś nie zasnę. Poza tym... za kilka godzin... trzeba zacząć przygotowania do ślubu.
- To będzie wielki dzień. To będzie nasz dzień, tak? - Ujął mój podbródek między palce. Potrzęsłam głową. Kocham go.
Pocałował mnie czule w czoło i nie puścił.

*//*//*

    - No, wkładają tą suknię, młoda - nakazała Vanessa, a ja odwróciłam się do niej z pytającym spojrzeniem. Okej, jest moją druhną, ale coś chyba je się pomieszało w tej głowie. Poza tym, wygląda na to, że to Lottie i Lou pomagają mi bardziej jako druhny. No, ale nic, takie są teraz siostry.
- No a po co, jeśli możesz mi powiedzieć? Ślub dopiero za jakieś 4 godziny, mamy jeszcze czas, więc dlaczego...
- A dlatego, że chcemy, żebyś jeszcze raz ją przymierzyła, bo jeśli coś tam jest zniszczone, a mam nadzieję, że nie jest, będziemy mogły to jakoś wcześniej naprawić - odpowiedziała blondynka, a ja westchnęłam. Oby tego nie wykrakała. Ja naprawdę denerwuję się samym ślubem, a tego już bym nie wytrzymała.
- Dobrze, ale tylko na chwilę - zgodziłam się.
- Tylko na chwilę - powtórzyła po mnie Lou.
- Która mi z nią pomoże? - zapytałam, odwiązując pasek szlafroka. Zdjęłam nakrycie i zostałam w samej bieliźnie. Dobrze, że jesteśmy w mojej sypialni, a nie w salonie.


- Ja mogę - odezwała się Lottie, podnosząc się z łóżka.
    Obie poszłyśmy do garderoby, gdzie krok po kroku wszystko na mnie nakładałyśmy.
Ciasny, biały gorset, zapinany na małe guziczki, długa, śnieżna suknia do samej ziemi, zwisająca z mojego ramienia na grubym ramiączku. Górna część pokryta koronkami, a z tyłu tiulowy tren. Nie nakładałam rajstop, by ich nie porwać i od razu założyłam szpilki. Welon i biżuteria pozostały wciąż w pudełku.
- No i pięknie jest - powiedziała rozradowana Lottie. - Chodź, pokażesz się tym dwóm. - Złapała mnie za rękę i przeszłyśmy do sypialni.
- Aj! Summer, kochanie ty moje! Wyglądasz niesamowicie! - Vanessa wstała z łóżka na mój widok i obeszła dookoła mnie, a ja jeszcze się obróciłam delikatnie.
- Mówię ci, Louis to szczęściarz - powiedziała pełna podziwu Lou.
- I co, wszystko jest okej z suknią, prawda? - zapytałam lekko zaniepokojona.
- No w 100% okej - odparła Lou. - To upięcie z tyłu włosów będzie idealnie pasowało.
- I jeszcze pociągniemy eyelinerem po oczach, brązowe cienie i czerwona szminka i wszystko będzie świetnie. A właśnie, co to za tatuaż tam na twoich plecach, co? - zapytała Lottie z ciekawskim uśmiechem. - I nie udawaj, że nie ma żadnego, bo widziałam przed kilkoma minutami na własne oczy. Nic nam nie mówiłaś, dziewczyno. A widzę, że mały ten tatuaż nie jest.
- Słuchajcie, zrobiłam go w tym tygodniu i do tej pory tylko ja o nim wiedziałam - odpowiedziałam.
- Czyli, że Louis też nie...
- Tak, tak. - Pokiwałam głową, chcąc zamknąć im buzie.
- A co on oznacza? - zapytała Vanessa.
- Macie czas, więc się domyślajcie. - Wzruszyłam ramionami. Jak na zawołanie, ktoś zaczął pukać do drzwi. Naprawdę teraz?
- Summer? To ja, Louis. Możemy porozmawiać? - Usłyszeliśmy zza drzwi.
- Ale teraz? - zapytałam, zdejmując z nóg szpilki.
- Chciałbym. Zaraz już jadę - odpowiedział. No tak, zapomniałam, że przecież będzie szykował się u chłopaków. Tradycja tak nakazuje.
- Mam na sobie suknię. Chwileczkę, zaraz wyjdę - odpowiedziałam. Nic już więcej nie usłyszałam.
   Dziewczyny pomogły mi się w miarę szybko rozebrać z tej sukni, dzięki czemu już za chwilę rzucały w moją stronę szlafrok. Nałożyłam go na siebie i wyszłam na korytarz. Louis stał oparty o ścianę, jeszcze ubrany w luźne ciuchy i szeroko uśmiechał się w moją stronę. Popatrzył na mnie od głowy do stóp, dokładnie oglądając.
- Nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś wyszła do mnie już w sukni.
- Louis... - jęknęłam.
- Wiem, wiem, tradycja. Przecież wiesz, że żartuję. - Objął mnie w pasie i delikatnie pocałował. Po oderwaniu, oparł swoje czoło o moje.- Więc, chciałem pogadać...
- Czekaj, czekaj - zatrzymałam go. - Nic jeszcze nie mów. Chcę coś ci pokazać, bo potem będzie już to widać. Przez kilka dni przykrywały to ubrania, ale teraz chcę, abyś to zobaczył. - Odsłoniłam swoje ramię i odwróciłam się do niego tyłem, odrzucając włosy na przód, by mógł dobrze wszystko zobaczyć. - To niespodzianka dla ciebie,was...
- Zrobiłaś tatuaż? - zapytał, a ja potrząsnęłam głową. - RJL? Co to oznacza?
- Nie zgadniesz? - spytałam, z powrotem odwracając się do niego.
- To może być trochę trudne... Napisane jest dość dużymi, ozdobnymi literami. Do tego wykonany na łopatce, prawej. Powiedz, co oznaczają te litery?
- Rose, Jack, Louis. Pierwsze litery imion najważniejszych osób w moim życiu - odparłam.
- To... Możesz pokazać jeszcze raz? - poprosił, a ja spełniłam jego prośbę. - Jest przepiękny. - Dotknął palcami mojej skóry w miejscu, gdzie znajdował się tatuaż. - Naprawdę piękny. Bardzo bolało? - zapytał, a ja ponownie się do niego odwróciłam.
- Nie ważne czy bolało, czy nie. Było warto. - Uśmiechnęłam się szeroko. - O czym chciałeś ze mną porozmawiać?
- Pamiętasz, gdy mówiłaś, że zawsze chciałaś polecieć na Teneryfę?
- Ale... Ale ja wspominałam o tym chyba tylko raz, podczas kolacji, na której mi się oświadczyłeś. Czekaj... Pamiętałeś? - zapytałam zaskoczona.
- Pamiętałem. - Wyjął z kieszeni białą kopertę. - Tu są dwa bilety na Teneryfę, zaraz po ślubie. Co ty na to?
- Boże, nie wierzę, że pamiętałeś. - Wpadłam mu w ramiona. - Jesteś najlepszy.
- Potraktuj to jako naszą noc poślubną, ale rozciągniętą na kilka dni.
- Ale co z dziećmi?
- To tylko tydzień. Moi rodzice zabiorą je do Doncaster. My odpoczniemy, a potem do nich wrócimy. To jak? Zgadzasz się na tą wycieczkę?
- Czy się zgadzam? Oczywiście, że tak! - krzyknęłam i znów byłam w jego ramionach. Lepiej w życiu nie mogłam wybrać.
- Wszystkiego najlepszego, mała - dodał. No tak, dziś też moje urodziny. Kończę 24 lata, bardzo szybko.
- Louis, co ty tu jeszcze robisz? - usłyszałam za plecami. Odwróciłam się i zobaczyłam Nialla.
- Właśnie schodziłem już na dół, ale musiałem jeszcze coś załatwić. - Popatrzył na mnie z uśmiechem.
- No właśnie widzę. - Zaśmiał się blondyn. To dziwne, bo tak naprawdę nie jest blondynem, jest farbowany, a i tak każdy go tak nazywa. To chyba po prostu przyzwyczajenie. - No już, stary. Żegnaj się szybko i jedziemy do mnie. Zobaczycie się dopiero za kilka godzin w kościele.
- Nie musisz dwa razy mi powtarzać. - Louis wpił się w moje usta. Włożył dłoń w moje włosy i czule całował, nawet nie próbując przestać. A ja jak zwykle, zapomniałam o otaczającym nas świecie.
- No już, już. W końcu to moja siostra. - Zaśmiał się Niall. - Nie przeginaj. Potem możecie robić co chcecie, ale nie na moich oczach - dodał, a my wybuchliśmy śmiechem. Mój brat jest o mnie zazdrosny?
- To są te bilety - pokazał mi kopertę i wręczył do rąk. - Schowaj w naszej sypialni, a po weselu ją zabierzemy i lecimy, tak?
- Tak.
- Cieszysz się?
- Jeszcze nie wiesz jak bardzo. - Szeroko się uśmiechnęłam. - Kocham cię.
- Kocham cię. Jesteś piękna - odpowiedział i przelotnie, ostatni raz mnie pocałował.
- No, chłopie. Sam się nie zawieziesz potem na ślub - narzekał Niall.
- No idę, idę. Pa. - Pomachał mi i zbiegł ze schodów.
- Nie jedziesz z nim? - zapytałam brata.
- Jadę.
- Ale potem wracasz - dodałam.
- Tak, wracam po ciebie. Ale przed ślubem muszę ci coś powiedzieć. Coś dość ważnego...
- Co takiego? - zaniepokoiłam się.
-  Miałem sen...
- Czekaj, nie kończ. Czy przypadkiem nie śnili ci się nasi rodzice? - zapytałam.
- Tak, skąd wiesz? Tobie też się śnili? - Szeroko otworzył oczy.
- Las, Irlandia, nasz dom, rozmawialiśmy o nas, o dzisiejszym dniu, o tym, że się stanie mnóstwo niesamowitych rzeczy. Mówili, że cały czas są przy nas i cały czas nas widzą, a potem znikli w świetle.
- Dokładnie to. - Pokiwał głową. - Sądzisz, że to mogło być prawdziwe, coś jak spotkanie? Bo jeśli tak to... to dużo zmienia...
- Sądzę, że są przy nas. Właśnie teraz. Rodzice nie okłamaliby nas.

*//*//*

   Czarna, długa limuzyna, przyozdobiona specjalnie na ten dzień,  a w jej wnętrzu ja, moje trzy druhny: Vanessa, Lottie, Lou oraz mój brat, który w tej chwili mocno ściska moją dłoń, bo wie, jak bardzo się denerwuję. To niezwykle ważny dzień i nic przy tym dziś nie jest łatwe. 
    Droga bardzo mi się dłuży, a moje obawy co do tego, co ma się wydarzyć, cały czas, coraz silniej wzrastają, doprowadzając do tego, że moje ręce zaczynają się pocić i lekko trząść. 
- Mała, denerwujesz się? Cała się trzęsiesz - odezwał się Niall, łapiąc mnie za moją drugą rękę. - Jezu, ty naprawdę się stresujesz - stwierdził. 
- A jeśli nie będzie go, gdy dojedziemy na miejsce? A jak w ostatniej chwili ucieknie spod ołtarza i mnie tam zostawi? Jeśli mnie zostawi i...
- Boże, jesteście tacy sami. Uspokój się. Najpierw duży wdech i wydech. Oddychaj głęboko - poinstruował mnie, a ja starałam się oddychać. - O właśnie tak, dobrze. Summer, Louis nie jest głupi. Nie ucieknie stamtąd, co więcej, on tam już jechał, gdy my mieliśmy wyjeżdżać. Wiem, bo chłopaki do mnie dzwonili. Poza tym, ma dla kogo to zrobić. Ma z tobą dwoje dzieci, mieszkacie razem i cholernie was kocha. Nie masz czego się bać. I wiesz co? Kiedy byłem jeszcze u nas w domu i pomagałem mu się przygotować to on mówił to samo, co mówiłaś przed chwilą ty. Też się boi, że to ty go tam zostawisz, odejdziesz i zabierzesz dzieci. Naprawdę, nie musisz się niczego obawiać.
- Naprawdę tak powiedział? - zapytałam, wstrzymując oddech.
- Przyrzekam. Jeśli on myśli dokładnie tak jak ty, mam w tym momencie pewność, że żadne z was stamtąd nie zbiegnie.
- Nikt tak jak ty nie mógłby sprawić, abym teraz nabrała pewności siebie.
- A wiesz dlaczego to robię? Bo jesteś moją siostrą, jedyną siostrą i powinniśmy się wspierać w takich chwilach jak ta, tu teraz. - Wskazał na kościół, przed którym właśnie się zatrzymaliśmy. - Więc jeśli to ty uciekniesz z tego kościoła to chyba sam, własnoręcznie cię zabiję. - Roześmiał się, a ja szeroko się uśmiechnęłam.
- Nie zamierzam tego robić, uwierz mi - odpowiedziałam, już trochę mniej zestresowana. Mój brat zawsze umie sprawić, abym poczuła się lepiej.
- W takim razie, teraz wyjdziesz tam i pokażesz wszystkim, że chcesz tylko tego - powiedział Niall, a ja potrząsnęłam głową.
    Otworzył drzwi od limuzyny, wyszedł, a potem pomógł mi wsiąść. Nikogo nie było na zewnątrz, wszyscy byli już w środku i cieszę się też, że paparazzo nie odkryli kiedy i gdzie odbywa się nasz ślub, bo dzięki temu, nie sprawią nam żadnych problemów. Nie chcemy, aby potem to pojawiło się w gazetach. To ma byś nasz dzień i ochroniarze specjalnie dla nas tego dopilnują. 
    Dziewczyny wyszły już z kwiatami i stanęły za nami. Popatrzyłam na kościół, w jego głąb i dostrzegłam mojego narzeczonego, stojącego przodem do ołtarza, a do jego ucha Harry coś jeszcze mówił. Loczek popatrzył na mnie i z daleka mrugnął. To wielki dzień.
- Jestem drużbą Louisa, ale zastępuję także naszego tatę i prowadzę cię do ołtarza. Jestem tez twoim bratem i chcę cię pobłogosławić na nowej drodze życia. Życzę ci wszystkiego dobrego i pamiętaj, że masz też mnie. - Przyłożył swoje czoło do mojego, a ja zamknęłam oczy i szeroko się uśmiechnęłam. Pocałował mnie w czoło i pogłaskał po policzku. - Już czas - szepnął i uśmiechnął się szeroko. Wzięłam go pod rękę, odetchnęłam głęboko i powoli zaczęliśmy iść w kierunku wejścia. Kocham tylko jego i robię to dla nas.


    Wraz z moim pierwszym krokiem postawionym w kościele, muzyka zaczęła grać, a Louis odwrócił się w naszą stronę. Rozpromieniony patrzył na mnie i już wiedziałam, że nie mam się czego obawiać. 
    Powoli szliśmy, a w tle grało "Hallelujah" w wykonaniu tak dobrze znanych mi teraz głosów... To nie jest możliwe...
- Niall, ta piosenka... - Odwróciłam głowę w jego stronę.
- Odnaleźliśmy nagranie naszych rodziców - odpowiedział mi cicho. - To dla ciebie - dodał. Odwróciłam głowę z powrotem w kierunku Louisa, byłam już tak blisko. A ta piosenka... miałam ochotę się rozpłakać ze wzruszenia. Nic nie może dziś już zniszczyć mi tego dnia.
   Dotarliśmy przed ołtarz, zatrzymaliśmy się, a ja nie spuszczałam wzroku z Louisa. Niall delikatnie odwrócił mnie do siebie i ponownie pocałował w czoło.
- Wszystkiego dobrego, siostrzyczko - szepnął do mnie i przekazał moją dłoń Louisowi. - Dbaj o nią - powiedział w jego kierunku i stanął na schodku, trochę dalej od księdza.
   Teraz, z Louisem szłam te kilka kolejnych kroków i oboje stanęliśmy przed księdzem. Za mną stały moje druhny, za Louisem Niall i chłopaki, a gdy rozejrzałam się po kościele, zobaczyłam w pierwszych rzędach nasze rodziny, mamę Louisa z naszymi dwoma aniołkami. Chcą mnie w swojej rodzinie, nie mam do tego obaw.
   Po pewnym czasie muzyka ucichła i wraz z jej końcem usłyszeliśmy pierwsze słowa księdza, wymawiane przez trzymany przez niego mikrofon.
- Zebraliśmy się tutaj, będąc świadkami tego, jak Summer i Louis zawrzą Święty związek małżeński i przyrzekną przed samym Panem Bogiem swoją dozgonną miłość. Ale przed tym, narzeczeni wygłoszą swoją przysięgę, którą sami przygotowali - mówił kapłan. Podano nam mikrofony i nie puszczając swoich dłoni, rozpoczęliśmy mówić.
- "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
- Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku.
- Nie unosi się pychą, nie dopuszcza się bezwstydu.
- Nie szuka swego, nie unosi się gniewem.
- Nie pamięta złego, nie cieszy się z niesprawiedliwości.
- Lecz współweseli z prawdą. 
- Wszystko znosi.
- Wszystkiemu wierzy.
- We wszystkim pokłada nadzieje.
- Wszystko przetrzyma.
- Miłość nigdy nie ustaje"* - zakończyliśmy wspólnie. 
Nasze oczy cały czas patrzyły tylko na siebie. Prawie nie słyszeliśmy tego co mówi ksiądz, tak bardzo byliśmy zapatrzeni w siebie. Dopiero, gdy na białej poduszeczce Doris i Ernest przynieśli nasze obrączki, ocknęliśmy się. Wtedy zaczęło się coś równie magicznego.
- Czy Ty, Louisie, bierzesz sobie Summer za żonę, by być przy niej od tego dnia, na lepsze i na gorsze, z bogactwem lub z biedą, w chorobie i zdrowiu, by kochać i miłować aż śmierć Was nie rozdzieli? - zapytał uroczyście ksiądz.
- Tak, biorę - odpowiedział Louis, a mi kamień spadł z serca. Wziął z poduszeczki obrączkę i założył ją na palec mojej prawej ręki. Potem przyszła pora na mnie.
- Czy Ty, Summer, bierzesz sobie Louisa za męża, by być przy nim od tego dnia, na lepsze i na gorsze, z bogactwem lub z biedą, w chorobie i zdrowiu, by kochać i miłować aż śmierć Was nie rozdzieli?
- Tak, biorę, odpowiedziałam z szerokim uśmiechem. Wzięłam do rąk drugą obrączkę i również wsunęłam ja na palec Louisowi.
- Ogłaszam Was mężem i żoną! Możesz pocałować Pannę Młodą - zwrócił się do Louisa w ostatnich słowach.
   Nim się obejrzałam, Louis porwał mnie w swoje ramiona i złożył niedługi, czuły pocałunek na moich ustach, nasz pierwszy jako mąż i żona. Wokoło rozległy się głośne oklaski.
   Oderwaliśmy się od siebie z lekkim śmiechem, wszyscy stali. Skierowaliśmy się do wyjścia z kościoła, gdzie zaczęła grać nam orkiestra. Czyli to już? Jesteśmy małżeństwem. Czekaliśmy na to dłużysz czas i w końcu do tego doszło. Jestem spełniona w każdym calu.



*//*//*

   Wesele trwa w najlepsze, każdy świetnie się bawi. Sala jest wypełniona po brzegi, a my z Louisem już po naszym pierwszym tańcu. Nie mogę uwierzyć, że już jest moim mężem. Tak długo wszystko przygotowywaliśmy, tak dużo poszło na to pieniędzy i nerwów i teraz wiem, że się opłacało. Jestem już na zawsze związana z mężczyzną mojego życia i nic tego nie zmieni.
- Jak się czuje moja żona? - zapytał Louis, dając wielki nacisk na swoje ostatnie słowo. Oboje będziemy się teraz wszędzie chwalić tym, że jesteśmy już małżeństwem. Nie ma opcji, by było inaczej.
- Dobrze, świetnie, a wręcz wyśmienicie - odpowiedziałam. - A mój mąż?
- Również doskonale, pani Tomlinson - zamruczał do mojego ucha. - Nasze dzieci chyba też, bo zasnęły i moja mama zabrała je do hotelu.
- Tak? Kiedy? I skąd o tym wiesz? - zapytałam delikatnie odsuwając się od niego, ale nie przestając z nim tańczyć.
- Kiedy ty rozmawiałaś z naszymi gośćmi - odparł.
- To dużo wyjaśnia...
- Tak, dużo... - przerwał, bo nagle usłyszeliśmy jakiś krzyk.
   Zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy w miejsce, gdzie ludzie zaczęli się odsuwać. Odsłonili nam widok i zobaczyliśmy coś co bardzo nas zaniepokoiło i zszokowało jednocześnie.
Na podłodze leżała nieprzytomna Vanessa, a obok niej klęczał Niall.
- Niall! Co się stało?! - Puściłam Louisa i podbiegłam do tej dwójki, rzucając się na podłogę przy Vanessie.
- Coś się z nią dzieje, zemdlała - mówił spanikowany. - Nowotwór może postępować szybciej niż myślimy, ona... ona może tego już nie przeżyć...
- Niech ktoś dzwoni po pogotowie! - krzyknęłam do tłumu wokół nas. Położyłam dłoń na policzku blondynki i rozpłakałam się. Poczułam jak Louis łapie mnie od tyłu. - Vanessa, obudź się. Nie możesz nam tego zrobić, proszę.

* cytat z Biblii ( 1 Kor 13,4-8)
______________________________________
Oczekujcie jeszcze dziś epilogu i drobnej niespodzianki, niebawem tu się pojawią. Jeszcze stąd nie uciekam, jeszcze chwila.
/Perriele rebel

2 komentarze:

  1. Bardzo dobrze się czyta Twoje teksty :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjne opowiadanie, wciągające, bardzo dobrze piszesz. Zapraszam również do mnie: https://www.fryzomania.pl/category/odsiwiacze-do-wlosow-dla-mezczyzn Może znajdziesz coś dla siebie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń